Porachunki. Yrsa Sigurðardóttir

Читать онлайн книгу.

Porachunki - Yrsa Sigurðardóttir


Скачать книгу
Był obsesyjnie zainteresowany śmiercią i złem. Rysował wyłącznie martwych ludzi, a jego wypracowania były pełne egzekucji i morderstw. Tylu nauczycieli przychodziło tu się na niego skarżyć, że ledwo się drzwi zamykały. Sprawdzę, czy zostały jakieś jego rysunku albo wypracowania, to sama pani zobaczy. Zwłaszcza rysunki były niepokojące. Dlatego raczej wątpię, żeby nauczyciele zdecydowali się je przechować.

      Zdaje się więc, że na ścianach w korytarzu rysunków Thröstura raczej nie było. Huldar zaczął się zastanawiać, czy można narysować martwą komórkę albo amebę.

      – Czy wdawał się w bójki? Czy krzywdził innych uczniów albo swoich przyjaciół?

      – Przyjaciół? Thröstur nie miał przyjaciół. Co dziwne, nie miał też wrogów, którzy by go prześladowali. Początkowo uważałem, że to skutek życzliwości i dobroci pozostałych dzieci, które współczują chłopakowi i rozumieją, że ma problemy psychiczne. Szybko jednak stało się dla mnie jasne, że nie o to chodziło. Inne dzieci po prostu się go bały. Były zbyt wystraszone, żeby mu dokuczać. To mówi samo za siebie. Ale on nigdy nikogo nie skrzywdził. Ani tutaj, ani nigdzie indziej, o ile mi wiadomo.

      – Powiedział pan, że psycholog raczej optymistycznie się wypowiedział na temat polepszenia się stanu chłopca? – Freyja siedziała wyprostowana, żeby widzieć twarz dyrektora szkoły schowaną za monitorem.

      – Nie wiem, czy opinia była taka pozytywna. Przesłano mi wtedy nie tyle całą opinię na jego temat, co podsumowanie. Pamiętam, że zachowanie chłopca było związane z jakąś tragedią rodzinną. Nie podano jednak szczegółów. Jego sytuacja rodzinna była względnie zwyczajna, o ile sobie przypominam. Matka wychowywała go samotnie. Miał zdaje się młodszą siostrę, która z jakiegoś powodu chodziła do innej szkoły. Co zrozumiałe, wzmianka o tragedii rodzinnej wzbudziła moją ciekawość, chciałem więc się dowiedzieć czegoś więcej. Wezwałem chłopca do siebie i zadałem kilka pytań na temat sytuacji domowej, ale zupełnie się zamknął w sobie. Niedługo potem zostałem powiadomiony przez jego matkę, że do końca roku szkolnego będzie się uczył w domu, od jesieni zaś przejdzie do innej szkoły. Ponieważ był prawie koniec roku, przymknąłem oko na nieobecności. Bez niego szkoła z całą pewnością funkcjonowała lepiej przez te ostatnie tygodnie.

      Huldar ani Freyja nie skomentowali tego. Siedzieli w milczeniu, próbując ukryć odrazę. Tylko dla zaspokojenia własnej ciekawości ten człowiek wezwał chłopca do swojego gabinetu i próbował wyciągnąć od niego informacje o tym, co sprawia mu przykrość. Takie traktowanie raczej nie mogło pomóc temu dziecku i nietrudno było się domyślić, że to ono skłoniło matkę do podjęcia decyzji o zmianie szkoły. Ciszę przerwał Huldar.

      – Czy przeniósł się do sąsiedniej szkoły? Wie pan, jak sobie tam radził?

      – Och, nie. Jego rodzina się stąd wyprowadziła i straciłem z nimi kontakt. Zdaje się, że nigdzie nie mogli zagrzać miejsca. O ile wiem, w naszej okolicy też się pojawili wraz z rozpoczęciem tamtego roku szkolnego.

      Może więc zmiana szkoły nie była skutkiem wypytywania chłopca o problemy rodzinne. Niezadowolenie z miejscowej szkoły często jest jednym z wielu powodów, dla których ludzie się przeprowadzają. Matka chłopca mogła dostać lepszą pracę w innej części miasta albo stracili miejsce zamieszkania. Jako samotna matka zapewne mieszkała w wynajętym, a najemcy nie mają najlepszej sytuacji w Islandii.

      – Czy moglibyśmy zobaczyć tę opinię? – Freyja brzmiała pewnie, jakby miała prawo prosić.

      – Niestety nie mogę na to pozwolić. Niemal na pewno tekst był oznaczony jako poufny, musiałbym więc pewnie uzyskać zgodę psychologa, który go sporządził. Najpierw jednak musiałbym go oczywiście odnaleźć, a nie jestem pewien, czy nadal trzymamy go w aktach.

      – Może więc proszę mi podać nazwisko tego psychologa.

      – Oczywiście, to będzie najprostsze rozwiązanie. Zaoszczędzi mi grzebania w dokumentach. Jestem zawalony robotą, jak się państwo mogą domyślać.

      Huldar jednak nie dostrzegł żadnych objawów zapracowania. Biurko dyrektora było puste, a jego telefon nie odezwał się ani razu, odkąd weszli do gabinetu.

      Dyrektor spojrzał na monitor.

      – Na szczęście trzymam kopię każdego służbowego maila, który otrzymuję. Archiwizuję je chronologicznie, co ułatwia przeszukiwanie – oznajmił, po czym zaczął poruszać myszką tam i z powrotem, wystukując coś na klawiaturze i mrucząc pod nosem. – Jak ona się nazywała? Gudlaug? Gudný? – Zdawał się mówić do siebie, nagle jednak odwrócił głowę do swoich gości. – Jeśli dacie mi państwo minutkę, odnajdę to nazwisko. Zapewne też samą opinię, której oczywiście nie będę mógł przekazać. W każdym razie na pewno powinniście państwo z nią porozmawiać. Jeśli dobrze pamiętam, miała do czynienia z Thrösturem już wcześniej, gdy był młodszy. Nasz wniosek czekał wtedy trochę na realizację, ponieważ ta konkretna psycholog upierała się, że sprawa musi trafić akurat do niej. Na pewno więc będzie wiedziała o nim znacznie więcej niż ja. – Znów się odwrócił do komputera. – Gdzie jest ten mail?

      – Proszę się nie śpieszyć. Mamy dużo czasu – zapewnił go Huldar. Na pewno była to prawda, jeśli chodziło o niego, ale przypuszczał, że Freyja miała tak samo. Gdy w końcu się do niej dodzwonił wczoraj po południu, bardzo chętnie przyjęła propozycję wspólnej wizyty w szkole, a ponieważ nie starała się ukryć, że jego towarzystwo jej nie odpowiada, to musiało chodzić o Thröstura, nie o niego. Starał się złapać jej spojrzenie, ale uparcie odwracała wzrok. Gapił się więc na nią, zdecydowany udowodnić, że nie cierpi na nadpobudliwość ruchową. I nie miał z tym trudności: piękny profil Freyi był miły dla oka, a dodatkową przyjemność sprawiała mu świadomość, że Freyja niespokojnie kręci się pod jego spojrzeniem.

      – Ha! Jest! – Dyrektor zerknął na nich. – Mierzyliście czas? Ile mi to zajęło?

      Huldar oderwał oczy od Freyi.

      – Eee… nie. Ale był pan naprawdę szybki.

      Huldar nie miał wątpliwości, że dyrektor szkoły to dziwak, nie na miarę Thröstura Agnesarsona, ale jednak dziwak. Możliwe, że był to skutek tylu lat pracy z dziećmi, które uczył, a często i wychowywał w zastępstwie rodziców, dysponując ograniczonymi środkami do wymuszania dyscypliny. Huldar z pewnością by oszalał, gdyby musiał utrzymywać porządek publiczny, nie mając do dyspozycji całej siły prawa i wymiaru sprawiedliwości.

      – Sólveig Gunnarsdóttir, tak się nazywała ta kobieta.

      Freyja nie zanotowała. Może miała świetną pamięć, ale Huldar wiedział, że jemu to nazwisko wyleciałoby z pamięci, jeszcze zanim wyszliby ze szkoły.

      – Chcesz, żebym zanotował? – zapytał.

      – Nie ma potrzeby. Znam ją. Współpracuje z Izbą Dziecka – odpowiedziała, nadal nie chcąc na niego spojrzeć.

      Dyrektor szkoły klasnął w dłonie.

      – Co za szczęśliwy zbieg okoliczności! Rozumiem, że sprawę mamy załatwioną. Czy może jest coś jeszcze?

      – Chciałby pan dostać z powrotem oryginał tego listu? Wspominał pan, że zawartość kapsuły czasu trafi na wystawę, a mnie ten list nie będzie już potrzebny. – Huldar położył niepodpisany list Thröstura na blacie biurka i przesunął w stronę dyrektora. Ten się odsunął, jakby papier był radioaktywny.

      – Mój Boże, nie! Dziękuję bardzo! Coś takiego nie może trafić na naszą wystawę. Oszalał pan? Proszę sobie wziąć ten anonim i wyrzucić albo co tam robicie z dowodami, które przestały mieć znaczenie. Przypuszczam, że nie pokażemy


Скачать книгу