Jezioro Ciszy. Inni. Anne Bishop

Читать онлайн книгу.

Jezioro Ciszy. Inni - Anne Bishop


Скачать книгу
bankiem i komisariatem.

      Poczekał, aż wejdzie na komisariat i zamknie drzwi. Wtedy zapytał:

      – Czy coś takiego miało już kiedyś miejsce?

      – Nie. – Julian był wyraźnie ponury. – Wayne, posłuchaj… Właśnie dzwoniła do mnie Ineke Xavier. Najwyraźniej właśnie wiozą tu Vicki DeVine na przesłuchanie.

      – Nic dziwnego. Na jej terenie znaleziono trupa, a chłopcy z JWK muszą mieć oficjalne oświadczenie. – Grimshaw zmarszczył czoło. – Ale skoro Ineke się martwi, to dlaczego zadzwoniła do ciebie, a nie do mnie? Przecież podałem jej numer mojego telefonu komórkowego oraz numer na komisariat.

      – Bo jeszcze cię nie zna. Jesteś policjantem z patrolu drogowego, przydzielonym tu tylko tymczasowo. Przywiozłeś ze sobą torbę z kilkoma zmianami odzieży oraz pokrowiec z zapasowym mundurem i paroma służbowymi koszulami…

      – Czy pod moją nieobecność policzyła także moje majtki?

      – Chodzi mi o to, że nikt nie wie, po której stronie się opowiesz. – Julian stanął obok Grimshawa przy oknie. Obaj obserwowali Sprężyniaki. Ludzie wchodzący i wychodzący z banku musieli je omijać. Stworzenia schodziły im z drogi, ale nie oddalały się zbytnio – a gdy nagle zapragnęły zaatakować czyjeś kostki lub łydki, delikwent nie miał żadnego pola manewru. – Wayne, w tym wszystkim musisz być dobrym gliną.

      – Nie sądzę, żeby pani DeVine uważała mnie za dobrego glinę.

      – W takim razie lepiej zrób coś, żeby zmieniła zdanie.

      Grimshaw przyjrzał się człowiekowi, który kiedyś był jego przyjacielem. Może nadal nim był. Człowiekowi, który miał niesamowite wyczucie tego, co się dzieje w danym miejscu.

      – W porządku. Będę dobrym gliną.

      Julian skinął głową.

      – Mówiłem ci, że musisz ostrożnie dobierać sobie sojuszników. Upewnić się, że wszyscy wiedzą, że jesteś dobry. – Spojrzał na Sprężyniaki. – Wszyscy.

      – Cholera.

      Na jedno z miejsc parkingowych przed bankiem wjechał nieoznakowany samochód. Natychmiast zwrócił uwagę Sprężyniaków.

      Grimshaw założył służbowy pas i czapkę.

      – Chyba na mnie pora.

      Wyszedł na ulicę dokładnie w chwili, gdy jeden z agentów JWK otworzył tylne drzwi samochodu.

      – Przepraszam – powiedział, patrząc na Sprężyniaki, które zaczęły się gromadzić wokół jego nóg. – Muszę pomóc tej pani.

      Stworzenia zeszły mu z drogi i umożliwiły przejście do samochodu JWK, ale cały czas trzymały się tuż za nim.

      Doszedł do wozu dokładnie w momencie, gdy Vicki DeVine wysiadła z niego chwiejnie. Ponieważ agent JWK tylko na nią patrzył, Grimshaw zrobił długi krok i wyciągnął rękę. Chwyciła ją. Nie był pewien, czy zdaje sobie sprawę z tego, czyją dłoń trzyma.

      Cholera, ta kobieta cała się trzęsła. A sądząc po mowie ciała, była kilka oddechów od omdlenia.

      – Pani DeVine, czy mogę coś dla pani zrobić?

      – My się tym zajmiemy – facet z JWK uprzedził odpowiedź.

      Spojrzała na Grimshawa. Chyba próbowała się skupić. On zaś zaczął się zastanawiać, co się wydarzyło w drodze z Kłębowiska.

      – Detektyw mówi, że bezprawnie zajęłam Kłębowisko – odezwała się. – Chce zobaczyć dokumenty świadczące o tym, że ta ziemia należy do mnie. Idziemy do banku, żeby otworzyć moją skrytkę.

      – Czy chce pani, żeby ktoś pani towarzyszył?

      Skupiła się na nim trochę bardziej, tak jakby wreszcie zaczęła pojmować, kim jest i co mówi.

      – Dziękuję, oficerze Grimshaw. Byłabym bardzo wdzięczna.

      – Oficerze, to nie jest konieczne. – Marmaduke Swinn obszedł samochód i wkroczył na chodnik. Wyglądał tak, jakby miał ochotę kopnąć któregoś ze Sprężyniaków tak mocno, by wylądował po drugiej stronie ulicy. Stworzenia, które się w niego wpatrywały, wcale nie miały przyjaznych mordek.

      – Chronić i służyć – powiedział Grimshaw z uśmiechem.

      Był ciekaw, co by się stało, gdyby wskazał na Swinna i powiedział: To jest bardzo zły człowiek. Jak Sprężyniaki zareagowałyby na takie słowa? Czy przyjęłyby inną postać terra indigena, taką z kłami i szponami? Szacował, że na chodniku przed bankiem i komisariatem jest ich około trzydziestu. Gdyby przybrały śmiercionośną postać, szanse tych z JWK byłyby marne…

      – Spójrzmy na te dokumenty i wyjaśnijmy temat. – Puścił dłoń Vicki, ale złapał ją za łokieć. Chciał, by czuła jego wsparcie w drodze do banku.

      Za nimi podążyli Swinn i jego człowiek.

      Stojący obok kasy dyrektor banku popatrzył na Grimshawa z zaskoczeniem. Następnie wymienił szybkie spojrzenie ze Swinnem.

      Cholera. Co tu się działo? Dyrektor spodziewał się, że Swinn przyjedzie z Vicki DeVine, ale obecność Grimshawa zdenerwowała go do tego stopnia, że zaczął się pocić. Co oznaczało, że policjant nienależący do zespołu Swinna stanowił dla nich spory problem.

      – Obecność tylu osób z całą pewnością nie będzie konieczna – powiedział bankowiec, po czym wyjął klucze i podsunął pani DeVine rejestr do podpisania.

      Grimshaw rzucił mu spojrzenie, pod wpływem którego każdy złoczyńca zacząłby się wić. I ten zaczął.

      Skrytka bankowa została wyjęta ze skarbca i przyniesiona do niewielkiego pokoju, w którym ludzie mogli na osobności coś z niej wyjąć lub coś do niej włożyć. Ponieważ pomieszczenie to było nie większe od windy, przy czym blat i krzesło zajmowały połowę przestrzeni, drugi mężczyzna z JWK został na zewnątrz. Cztery osoby w takim pokoiku to i tak był tłok. Grimshaw wiedział, dlaczego on i Swinn się tutaj znaleźli, ale jaką rolę pełnił dyrektor banku? Może świadka?

      – Nie ma ich – powiedziała Vicki DeVine, wpatrując się w pustą skrytkę. – Dokumenty zniknęły. I pieniądze też! Miałam w skrytce sześć tysięcy dolarów…

      – To jest bank – powiedział Swinn, podczas gdy dyrektor uparcie twierdził, że nic nie mogło zniknąć. – Dlaczego nie założyła pani lokaty? Przecież w skrytce te pieniądze w ogóle nie zarabiały.

      Kobieta wbiła w niego wzrok.

      – Bo nie straciłabym ich, gdyby bank upadł. To niewielka instytucja, a nie jakiś regionalny potentat. W ciągu ostatniego roku upadło kilka takich małych banków. Nie chciałam ryzykować.

      – Ma pani problemy z zaufaniem? – mruknął Grimshaw.

      – Tak! – Na jej twarz wróciły kolory. Doszedł do wniosku, że jeśli się wkurzy, to raczej nie zemdleje. Odpowiadało mu to.

      – Do otwarcia skrzynki potrzebne są dwa klucze – powiedział Swinn. – Pani DeVine, myślę, że nie była pani z nami szczera.

      – Wiem, co znajdowało się w tej skrzynce – zaprotestowała.

      – Ale nie może pani tego udowodnić. – Swinn triumfował, tak jakby zdobył decydujący punkt.

      – Racja. – Dyrektor banku gwałtownie pokiwał głową. – Nie może pani tego udowodnić.

      – Oczywiście, że mogę – warknęła. – Zrobiłam


Скачать книгу