Jezioro Ciszy. Inni. Anne Bishop

Читать онлайн книгу.

Jezioro Ciszy. Inni - Anne Bishop


Скачать книгу
zachodziło ryzyko, że coś, co obserwowało ich z pobocza, postanowi unicestwić hałaśliwe metalowe pudełko z błyszczącymi światłami i człowiekiem w środku.

      – Powiedział coś jeszcze?

      – Że jeśli policja odpowie ogniem, powinieneś wezwać karetkę albo pojazd, do którego zmieszczą się ciała. I że powinieneś przywieźć worki na ciała.

      Grimshaw zwolnił, żeby skręcić w żwirową drogę prowadzącą do głównego budynku Kłębowiska. Wyłączył syrenę, jednak w oddali usłyszał inne; wyraźnie się zbliżały. Wsparcie. Pomoc. Taką miał nadzieję.

      Nagle zobaczyli nieoznakowany radiowóz. A raczej to, co z niego zostało. Coś zmiażdżyło bagażnik i dach, wgniotło drzwi, wybiło wszystkie okna i oderwało przednie koła. Zrobiło wszystko, żeby znajdujący się w nim ludzie nie mieli jak uciec.

      – Wysadź mnie tutaj – powiedział Julian. – Zobaczę, czy będę mógł zrobić coś dla osoby znajdującej się w samochodzie.

      – Znajdziesz się na otwartej przestrzeni. Będziesz wystawiony na atak – zaprotestował Grimshaw.

      – Nie mam ze sobą broni, więc powinienem być bezpieczny.

      Młody policjant nadal znajdował się przed nimi, musieli więc się rozdzielić na wypadek, gdyby ktoś w samochodzie jeszcze żył.

      – Uważaj na siebie – powiedział Grimshaw.

      Julian otworzył drzwi, ale się zawahał.

      – Mam przeczucie, że będzie dobrze, dopóki wszyscy zachowają spokój i będą profesjonalni.

      A jeśli pod wpływem strachu ktoś straci panowanie nad sobą? To pytanie nie wymagało odpowiedzi.

      Julian wysiadł, a Grimshaw pojechał w stronę budynku. Gdy zobaczył młodego policjanta stojącego plecami do drzwi domu, zatrzymał samochód, dotknął medalionu pod koszulą i wyszeptał modlitwę do Mikhosa. Następnie wysiadł z samochodu i stanął za drzwiami, posługując się nimi jak tarczą. Rozejrzał się wokół.

      Leżący na ziemi mężczyzna się nie ruszał. Młody policjant nie wyglądał na rannego – a przynajmniej nie krwawił – ale mógł być w szoku.

      Grimshaw zamknął drzwi i zbliżył się do chłopaka.

      – Oficerze?

      – O-Osgood, sir. David Osgood.

      – Jesteś ranny?

      – Nie, sir. Ja… Ja tylko…

      Grimshaw podniósł rękę.

      – Dojdziemy do tego. Czy jest tu ktoś jeszcze?

      Rozległ się nagły, histeryczny śmiech, który po chwili został przerwany.

      – Kra.

      – Kra.

      – Kra.

      – Kra.

      Dostał odpowiedź na swoje pytanie, ale nie tego oczekiwał.

      – Zostań tam. – Nie żeby się spodziewał, że dzieciak się poruszy.

      Nie wiedział, w której chwili się zatrzymał. Gdy zrozumiał, co widzi, stopniowo zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że jego stopy są jak wrośnięte w grunt.

      Oficer JWK leżał twarzą do ziemi. Grimshaw wyraźnie widział tył sportowej kurtki mężczyzny oraz tył jego głowy. Widział również skierowane do góry czubki jego butów.

      Uszkodzenie kręgosłupa. Na bogów na górze i na dole…

      Gdy pierwszy szok ustąpił, oficer kucnął przy mężczyźnie, żeby poszukać pulsu – z nadzieją, że go nie znajdzie.

      Zadowolony, że nie zostawia rannego mężczyzny, wrócił po Osgooda i zaprowadził go do swojego samochodu. Gdy zamknął już drzwi od wewnątrz – tak jakby mogło to zapewnić im bezpieczeństwo – zadzwonił do kapitana Hargreavesa. Przekazał mu, że wsparcie jest niepotrzebne, ale kolejna jednostka JWK będzie musiała zbadać przyczynę ataku – albo przynajmniej zabrać zniszczony pojazd.

      Skończył rozmawiać z Hargreavesem i odwrócił się do Osgooda.

      – Czy możesz mi powiedzieć, co się stało? – Wiedział, że będą musieli przyjąć oficjalne zeznania i że może nie powinien zadawać teraz pytań, ale Swinna nie było, a on nie chciał, żeby ktokolwiek próbował nakłonić Osgooda do zmiany wersji.

      – Detektywi Swinn i Reynolds zabrali panią DeVine do Sprężynowa, żeby odpowiedziała na kilka pytań – powiedział chłopak. – Ale wcześniej pani DeVine powiedziała jasno i wyraźnie, że nie wolno nam węszyć w jej domu, samochodzie ani w domkach. I część z nich to słyszała.

      Węszyć. W ustach policjanta słowo to brzmiało niezwykle interesująco.

      – Z panią DeVine była taka dziewczyna z czarnymi włosami – mówił dalej młody policjant. – To chyba jedna z nich.

      – Należy do Wroniej Straży. – Grimshaw przyjrzał się Osgoodowi. – Nazywa się ich terra indigena, tubylcami ziemi albo Innymi. Dysonans pomiędzy nami i nimi jest jednym z problemów, które w zeszłym roku doprowadziły do śmierci wielu osób.

      – Tak, sir. – Osgood milczał przez minutę, zanim odezwał się ponownie: – Po wyjściu detektywa Swinna detektyw Calhoun kazał mi stać z przodu, podczas gdy on i detektyw Chesnik zaczęli się rozglądać. Sprawdziłem drewniane krzesło stojące obok drzwi wejściowych. Ładne było. Pomyślałem, że spodobałoby się mojej babci, gdy nagle usłyszałem… no cóż, krzyk dochodzący zza budynku. Baker kazał mi się nie ruszać z miejsca, a sam pobiegł na tyły domu. Cała trójka wróciła po minucie. Calhoun i Baker prowadzili między sobą Chesnika. Wokół jego nogi zawiązany był krawat, nogawka jego spodni była nasiąknięta krwią. Krzyczeli coś o tym, że został zaatakowany i że muszą zabrać go do szpitala. Wsadzili go na tylną kanapę samochodu i Calhoun ruszył żwirową drogą.

      – A co robił Chesnik, gdy nastąpił atak?

      – Nic nie widziałem. Byłem z przodu.

      Oficer zgadywał, że następna ekipa JWK stwierdzi, iż ktoś próbował otworzyć zamek, ale nie udało mu się dostać do środka.

      – Usłyszałem, jak samochód w coś uderzył – podjął Osgood. – Pomyślałem, że może Calhoun jechał za szybko i uderzył w drzewo albo w coś… Pobiegłem drogą, żeby zobaczyć, czy można im pomóc. Ale But Baker musiał usłyszeć coś między drzewami, bo odbiegł od domu i wyciągnął broń. A ja nie wiedziałem, czy zostać i pomóc jemu, czy iść z pomocą Calhounowi. A potem… potem…

      – Co zobaczyłeś? – spytał Grimshaw. – Co widziałeś?

      – Nic nie widziałem! – Histeria w głosie. – W jednej chwili Baker odbiegał od domu z wyciągniętą bronią, a w kolejnej… – Chłopak zaczął nerwowo przełykać ślinę. – Coś go złapało i… skręciło, jakby wyżymało mokrą szmatę.

      Nagle Osgood szarpnął za drzwi. Grimshaw otworzył je w ostatniej chwili. Młody mężczyzna wypadł z samochodu, zrobił kilka kroków, a potem pochylił się, wstrząsany torsjami.

      Gdy zadzwoniła komórka Grimshawa, odebrał, cały czas obserwując Osgooda.

      – Kierowca jeszcze dycha. Ma poważne obrażenia głowy i szyi – powiedział Julian. – Nie sądzę, żeby przeżył. Są tu ratownicy oraz ochotnicza straż pożarna Sprężynowa. Powiedzieli, że ktoś zadzwonił do nich i na pogotowie i kazał im jechać do Kłębowiska. Obstawiam, że


Скачать книгу