Chamo sapiens. Jacek Fedorowicz
Читать онлайн книгу.on się całymi tygodniami przygotowywał. Dostaję mejla, ktoś przysyła w załączeniu projekt naszego wspólnego tekstu, prosi o uzupełnienia, uwagi i poprawki, otwieram załącznik, palę się do tej roboty, bo tekst jest dla mnie i jeszcze kilku osób szalenie ważny, uzupełniam, kombinuję, poprawiam, szlifuję styl, dobieram pieczołowicie epitety, dołączam wersje, trwa to kilka godzin, skończyłem, zamykam, krzyżyk w prawym górnym rogu, on oczywiście pyta: „Czy chcesz zapisać zmiany?”. Oooo, dziękuję, że mi przypomniałeś, chcę, klikam TAK.
Wszystko znika.
Bezpowrotnie. Tekstu poprawionego nie ma. Nigdzie się nie zapisał. Jest tylko wersja, którą dostałem mejlem. Cały dzień pracy poszedł w diabły. Dlaczego?
Bo pracowałem w pliku otwartym jako załącznik poczty, a w takim pliku zmiany się nie zapisują, chociaż on na ekranie wygląda dokładnie tak samo jak ten, w którym zmiany zapisać można. I dobrze, moja wina, zapomniałem. Tylko powiedz mi jedno bydlaku: PO CO PYTAŁEŚ, CZY CHCĘ ZAPISAĆ ZMIANY?!!! PO CO!!!???
Ja wiem po co. Po to, żeby mnie zgnoić. Już widzę tego całego Billa Gatesa, który to wszystko wymyślił, widzę go, jak siedzi gdzieś w tej krzemowej dolinie i zaciera ręce, że tak mu się udało. Życzę ci, żebyś tak tarł te ręce w krzemie, żeby ci się z tego tarcia krzesiwko zrobiło, iskra żeby poszła, żeby ci się spaliło wszystko i żebyś pobiegł do insurance po odszkodowanie, a oni żeby ci powiedzieli: nie będzie odszkodowania, niestety, w pańskiej polisie zmiany dotyczące pożaru się nie zapisały…
x x x
Podobno taka sytuacja jest już niemożliwa. Uczeni w piśmie twierdzą, że niedoróbka jest już naprawiona. Widocznie Gates się dowiedział, że go chłoszczą biczem satyry. Oczywiście kpię. Jak byłem bardzo młody, to wierzyłem w skuteczność satyry interwencyjnej, ale bardzo szybko mi przeszło.
Wojtek Młynarski miał podobny stosunek do tego chłostania. Napisał kiedyś w którejś z piosenek wprost, że satyryk, owszem, może coś zauważyć, opisać, ale potem to już powinien wkroczyć prokurator. A wiadomo, że w PRL nie wkraczał, w każdym razie nie tam, gdzie satyrycy by chcieli. Więc mi przeszło, nie przeszła mi natomiast niechęć do mojego komputera. Uzasadniona. Bo jak coś na nim napiszę, to nie daj Boże, żebym komuś posłał czy wydrukował bez przeczytania, za każdym razem muszę to dokładnie przeczytać literka po literce, bo on zawsze wie lepiej, co chciałem napisać. Chwileczkę odczekuje, bo gdyby nie odczekał, to ja mógłbym zauważyć jego robotę, odczekuje i zmienia. Właśnie mi tu powyżej zmienił Gates na Gatek. Przedtem Keatona na Katona. Z Barei zawsze robił Breję, z Oleksego Aleksego.
Pozostałe monologi pozbieram w grupki tematyczne. Nie wiem, czy im to pomoże, ale będę miał odpowiedź na pytanie, co mnie jako autora obchodziło najbardziej.
Chyba przemieszczanie się.
Co oni teraz wyrabiają z tymi kontrolami na lotniskach! Kamery, czujniki, promienie rentgenowskie. Spytałem dla żartu, czy przy okazji mógłbym sobie płuca prześwietlić, powiedzieli poważnie, że chętnie by prześwietlili, ale niestety NFZ im nie zwraca. Na wszystkich lotniskach groźby zamachów traktowane są niesłychanie serio. Na lotnisko trzeba przyjechać osiem godzin przed odlotem. Przez pierwsze cztery godziny prześwietlają bagaż, przez następne cztery oglądają w realu to, co wcześniej prześwietlali. Mnie zarekwirowali pędzel do golenia, bo miał metalową rękojeść, i drewniane wykałaczki, bo były za ostre na końcach. Potem zabrali się do płynów. Musiałem wylać krople do oczu i atrament z wiecznego pióra.
Płyny są uznawane za niebezpieczne od czasu, kiedy się okazało, że terrorysta potrafi tak zrobić, że jak zmiesza płyn z jednej butelki z płynem z drugiej, to mu to wybucha. No i od tego czasu nawet kobiety karmiące piersią muszą mieć w tej piersi mleko w proszku.
Wynaleziono poza tym aparaty, które tak prześwietlają każdego pasażera, że on jest cały zupełnie goły. Na niektórych co bogatszych lotniskach wprowadzono już te prześwietlenia. Jeżeli we Frankfurcie przechodzą panowie, a któraś z kontrolerek się czerwieni i zwołuje koleżanki: „Helga, Helga, komm hier!” – to znaczy, że tam już mają prześwietlacz najnowszej generacji.
Podobno pewien ekshibicjonista wykupił sobie bilet miesięczny, a jedna pani o określonym zawodzie wytatuowała sobie w pewnym miejscu dużymi cyferkami numer telefonu, licząc, że obsługa nie zawsze jest damska.
W każdym razie kontrole są coraz ostrzejsze, a mimo tych coraz ostrzejszych kontroli ciągle jakimś terrorystom udaje się zmylić kontrolerów i wnieść coś niedozwolonego na pokład.
I jest tu tylko jeden fenomen w skali światowej: otóż nie było jeszcze wypadku, żeby jakikolwiek terrorysta dostał się na pokład linii izraelskich.
Dlaczego?
Bo Izraelczycy wcale się nie koncentrują na prześwietleniach.
Ich wywiad, Mosad, rozpracowuje wszystkich pasażerów, zanim przyjadą na lotnisko. Są przecież znane grubo wcześniej listy z nazwiskami. I jak wraca z Ziemi Świętej wycieczka parafialna spod Rzeszowa, to obsługa lotniska nie traci czasu na prześwietlanie każdej babci i sprawdzanie, czy nie ma w różańcu materiałów wybuchowych, bo wiadomo, że nie ma, będzie je miała dopiero, jak pójdzie demonstrować przed sejmem poparcie dla Radia Maryja.
Tak więc w Tel Awiwie na lotnisku rzeszowskie babcie przechodzą bez kontroli, za to amerykańskiemu biznesmenowi z Nowego Jorku Mosad bada całą rodzinę cztery pokolenia wstecz i jeżeli wykryją mu pochodzenie arabskie, to kontrolują go przez parę godzin.
A jak znajdują mu w rodowodzie domieszkę krwi żydowskiej, to przechodzi bez kontroli.
Dlatego wszyscy Polacy przechodzą bez kontroli. Bo każdy ma domieszkę. Choćby się nie wiadomo jak wypierał. Nawet jak nie ma, to według sąsiadów na pewno ma, tylko ukrywa, i Mosad to wie.
x x x
Rowery były kiedyś popularnym środkiem lokomocji, bo samochodów było mało. Dziś znów są popularne, bo samochodów jest dużo. Stanie w korkach już jest dziś dla wielu mężczyzn znacznie częściej uprawianym hobby niż wędkarstwo. To zresztą hobby podobne do wędkarstwa. Też nie daje żadnych wymiernych korzyści: kierowca w korku nigdy nic nie złapie, wędkarz też nie, za to i jeden, i drugi ma możliwość posiedzenia sobie przez parę godzin poza zasięgiem głosu małżonki.
Tu przypomnę stary żart. Kiedyś były modne tandemy, rowery dwuosobowe. No i zdarzyło się, że jedzie mężczyzna na przednim siodełku tandemu, dogania go wóz policyjny:
– Proszę pana, kilka kilometrów stąd spadła panu żona z tylnego siodełka!
– O, chwała Bogu, od pół godziny się martwię, że ogłuchłem.
Tandemy już nie są modne, modne są rowery górskie. Kto to wymyślił, żeby w nizinnym kraju jeździć wyłącznie na rowerach górskich?! Być może chodzi o to, żeby rowery bardziej zastępowały ludziom samochody, i zastępują, owszem, przynajmniej jeżeli chodzi o ceny. Rower górski kosztuje czasem tyle, co samochód, a ostatnio pokazały się modele, które kosztują tyle, co średniej klasy helikopter. No i w byle czym na niego wsiąść już nie wolno. Dawniej