Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
a Lisanne nawet z tej odległości mogła dostrzec, że miał szerokie plecy oraz umięśnione ramiona i ręce, po których spływały czerwono-złoto-czarne wzory tatuaży. Odwrócił się i otaksował wzrokiem rzędy za plecami. Lisanne rzuciło się w oczy niewielkie srebrne kółko w brwi.

      Do nikogo się nie odezwał, z nikim nie nawiązał nawet kontaktu wzrokowego. Na krzesło po prawej stronie rzucił kurtkę, na krzesło po lewej – plecak. A przecież istniało niepisane prawo, że „fajne” dzieciaki zajmują ostatnie rzędy. Ale nie on.

      Lisanne mimowolnie zmarszczyła brwi.

      – Ech, nie, nie znoszę takich kolesi – odparła. – Wszystkich tych emo, którzy myślą, że są lepsi od innych.

      – No, ale jest ładny – stwierdziła Kirsty, oblizując wargi. – Bardzo ładny chłopak. Dowiem się, co to za jeden.

      – Definitywnie nie mój typ – skwitowała stanowczo Lisanne.

      Do sali wykładowej wszedł profesor Walden i ciche pogaduszki natychmiast ustały. Wszyscy zaczęli wyciągać kartki i laptopy, byli gotowi do robienia notatek. Wszyscy – z wyjątkiem chłopaka z kolczykiem w brwi. Ten ani drgnął. Nie wyjął nawet notesu, w którym mógłby sobie pobazgrać z nudów.

      Lisanne poczuła, że z jakiegoś niewyjaśnionego powodu drażni ją taka postawa. Jej rodzice płacili dużo pieniędzy, by mogła uczyć się w college’u, a nieudacznicy, tacy jak ten koleś, myśleli tylko o balowaniu. Nie znosiła takich ludzi – ludzi, którzy wiecznie udawali.

      Nagle zdała sobie sprawę, że poświęciła obserwacjom Gościa z Kolczykiem zdecydowanie za dużo czasu i że wykład już się rozpoczął.

      A jednak co kilka chwil coś przyciągało ku niemu jej wzrok. Oczekiwała, że lada moment zaśnie albo włączy iPoda, ale on wpatrywał się w profesora Waldena. Przez całe pięćdziesiąt minut prawie nie mrugnął. Dziwne. Może jest zjarany? Była, co prawda, dopiero dziewiąta rano, ale to najbardziej prawdopodobne rozwiązanie tej zagadki.

      Na zakończenie wykładu Pan Ważniak zadał kilka pytań, a dla poparcia własnej argumentacji wyjął nawet egzemplarz „Wall Street Journal”. Lisanne ucieszyła się w myślach. Szczyciła się umiejętnością celnego odczytywania ludzi.

      Gdy sala wykładowa zaczęła się wyludniać, zauważyła, że Gość z Kolczykiem w Brwi z nikim nie rozmawia i nadal nie patrzy na innych studentów. Włożył na nos okulary przeciwsłoneczne. W zamkniętym pomieszczeniu. Co za dupek.

      Natomiast co do jednego musiała przyznać Kirsty rację: był ładnym dupkiem. Jego włosy były tak czarne, że niemal przechodziły w granat, a gładką cerę pokrywała złocista opalenizna. Z tego, co zdążyła zauważyć, miał otoczone długimi rzęsami jasnoorzechowe oczy, a pod nimi widniały wprost idealne kości policzkowe i kuszące usta. Kuszące? Gdzie podziała się prawdziwa Lisanne Maclaine i czyje, do jasnej cholery, słyszy myśli?

      Aż sapnęła, krytykując w duchu jedną z niesprawiedliwości tego świata, na którym ładnym ludziom zawsze uchodzi na sucho to, że są dupkami, po czym ruszyła do sali ćwiczeń na spotkanie z nauczycielem gry na skrzypcach.

      Przemierzając szybkim krokiem dziedziniec, zachodziła w głowę, dlaczego taki piękny chłopak zbezcześcił otrzymany od Boga dar, pokrywając ciało tatuażami i wbijając sobie w brew kawałek metalu. Prawda, sama też przebiła uszy, ale to co innego. Oczywiście, że tak. Nie rozumiała, dlaczego dziewczynom w liceum tak podobali się wytatuowani kolesie. Nie pojmowała tego zupełnie, a już na pewno przez myśl by jej nie przeszło, żeby samej zrobić sobie tatuaż. Wyglądałby dziwacznie po czterdziestce, tyle z niego pożytku.

      Westchnęła, żałując, że przyszła na ten świat tak cholernie rozsądna.

      Kolejne godziny poranka minęły jak z bicza strzelił i Lisanne zapomniała o Gościu z Kolczykiem. Profesor Crawford okazał się fantastycznym nauczycielem gry na skrzypcach i odniosła wrażenie, że nawiązali nić porozumienia. Udzielił jej kilku rad odnośnie do smyczkowania, które przyniosły niemalże natychmiastowy skutek. Była więc w świetnym nastroju, gdy na stołówce ponownie wpadła na Kirsty.

      – Hej, współlokatoreczko! – usłyszała głośne wołanie. – Usadź no tu swą dupkę!

      Kirsty zajęła miejsce przy stoliku z trzema nieznanymi Lisanne dziewczynami, a ta z rozbawieniem zauważyła, że jej współlokatorka jest boso. Usiadła na krześle obok niej.

      – A gdzie buty od Manolo? – zapytała z figlarnym uśmiechem.

      – Powiedzmy, że oszczędzam je na okazję, kiedy wybiorę się limuzyną – prychnęła Kirsty.

      Lisanne uniosła brew.

      – Szczerze mówiąc, byłam pod wrażeniem, że w ogóle próbowałaś je nosić. Ja skręciłabym w nich kark.

      Kirsty zaśmiała się głośno, przyciągając spojrzenia kilku chłopaków. Z ich twarzy dało się wyczytać aprobatę. Ale to nic dziwnego: Kirsty miała kręcone włosy barwy dojrzałej pszenicy, które strumieniem loków opadały jej niemal do pasa, idealne krągłe kształty, twarz jak laleczka i wielkie błękitne oczy. Mogłaby zostać modelką, gdyby tylko była wyższa.

      Lisanne, jak zresztą większość dziewcząt, wyglądała na jej tle niczym szara mysz. Miała zbyt kwadratową twarz i za mocno zarysowaną szczękę. Jej szare oczy niczym się nie wyróżniały, podobnie jak proste ciemne włosy. I choć jej figurze nie można było nic zarzucić, to i ona nie była wyjątkowa. Zupełnie przeciętna.

      Pewna cząstka osobowości Lisanne, francowata cząstka, z której istnienia nie była dumna, z chęcią znienawidziłaby Kirsty – ale jej współlokatorka była na to zbyt sympatyczna. Ech.

      Kirsty przedstawiła jej dziewczyny: Trudy, Shawna i Holly. Wszystkie równie modne jak Kirsty. Lisanne mogła ocenić to na pierwszy rzut oka – ich ciuchy śmierdziały „dizajnerskością” na kilometr.

      – Jak ci minęła reszta zajęć? – zapytała Kirsty.

      – Całkiem nieźle. Mój profesor od skrzypiec jest świetny.

      – Skrzypiec? – rzuciła szyderczo Shawna. – To brzmi strasznie obciachowo.

      Kirsty zaśmiała się, ale natychmiast dorzuciła:

      – Wierz mi, Lisanne nie gra obciachowo. – Puściła wesoło współlokatorce oczko, a już ułamek sekundy później dokładnie lustrowała wszystkich w pomieszczeniu.

      – Patrzcie tylko, Pan Wysoki Czarnowłosy i Przepysznie Niebezpieczny! – powiedziała Shawna, podążając za wzrokiem Kirsty i oblizując wargi.

      Lisanne zobaczyła kroczącego przez stołówkę Gościa z Kolczykiem. Nadal miał na nosie okulary przeciwsłoneczne. Nadal był sam.

      – A, to ten – rzekła z niesmakiem. – Chodzi z nami na wprowadzenie do biznesu. Totalny dupek.

      Czuła się nieco dziwnie, wypowiadając te słowa. Wiedziała, że z racjonalnego punktu widzenia ten chłopak nie zrobił nic, żeby ją rozdrażnić. Chodziło po prostu o sposób, w jaki siedział na wykładzie, nie robiąc żadnych notatek, jakby wszystko dookoła uwłaczało jego godności.

      Shawna uśmiechnęła się z wyższością.

      – Dla waszej informacji: nazywa się Daniel Colton. Jest miejscowy i cieszy się niezłą reputacją, przynajmniej z tego, co słyszałam.

      – Jaką reputacją? – zapytała natychmiast Kirsty.

      – Tylko w tym tygodniu wdał się już w dwie bójki – odparła Shawna, zachwycona, że przypadł jej zaszczyt przekazania tych informacji. – Rzucił się na starszego studenta zupełnie bez powodu. – W tym miejscu zawiesiła głos. – Mówią, że jeżeli potrzebujecie czegoś… ponadprogramowego, to należy się zgłosić właśnie do niego. Wiecie, trawa, wóda, koks,


Скачать книгу