Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
do dziewczyny i poszedł po schodach do siebie, zanim jej niepodważalny urok skłoniłby go do zmiany zdania. Przynajmniej w swojej sypialni mógł cieszyć się prywatnością. Dobrze, że Zef przyznał, że należy zamontować zamek w jej drzwiach. Wyjął klucz, ale najpierw musiał jeszcze przekroczyć dwa ciała zalegające na korytarzu.

      Muzyka leciała tak głośno, że wprawiała ściany w wibracje, które przenosiły się na kości Daniela. Nie przeszkadzało mu to, był przyzwyczajony. Na tle reszty domu jego pokój i tak tworzył oazę spokoju.

      Zamknął za sobą drzwi i padł plecami na łóżko. Miał trochę pracy na jutrzejsze zajęcia, po których, cóż, miał spotkać się z Terri. Próbował nie zwracać uwagi, że twardnieje mu członek, gdy tylko pomyśli o jej różowych ustach oraz rzeczach, które mogła nimi zrobić. Nauka w takim stanie nie miała sensu. Musiał się skupić.

      Lecz zanim zdążył otworzyć książki, w jego kieszeni zawibrował telefon. Dzwonił brat.

      Podniósł się ze znużeniem i otworzył drzwi. Wiedział, co się teraz wydarzy, a nie miał ochoty się bić.

      – Co ty odpierdalasz, Dan?! Byłeś w klubie!

      – Byłem, i co? – Wzruszył ramionami.

      Skóra na twarzy Zefa naprężyła się z wściekłości.

      – Mówiłem ci, żebyś się tam, kurwa, nie zbliżał!

      – Poważnie? Będziesz się bawił w troskliwego rodzica?

      – Nie przeginaj, Dan.

      – Jezu, byłem tam tylko chwilę posiedzieć. Przestań się tak napinać.

      – Mówię poważnie: nie zbliżaj się tam.

      – Nie możesz mi mówić, co mam robić, Zef.

      – A chcesz się, kurwa, założyć, że mogę?

      – Poza tym mam tam jutro randkę.

      Zefa zamurowało, wściekłość na jego twarzy ustąpiła głębokiemu zdumieniu.

      – Randkę? Czyli że… randkę?

      Daniel skinął głową.

      – Heh. Gorąca jest?

      Daniel pytająco uniósł brew.

      – No dobra, braciszku. Ale następnym razem zabierz swoją randkę do innego klubu. Zrozumiano?

      – Zobaczymy.

      Zef pchnął go z całej siły w sam środek klatki piersiowej i Daniel wylądował z hukiem na łóżku.

      – Dupek! – wysapał, łapiąc oddech i pocierając obolałe żebra.

      Jego brat uśmiechnął się szeroko i pokazał gestem, żeby zamknął za nim drzwi na klucz.

      Cóż, poszło lepiej, niż Daniel się spodziewał.

      ROZDZIAŁ 2

      Gdy Lisanne wróciła do akademika, była w siódmym niebie. Prawdę powiedziawszy, czuła się tak wspaniale, że najpewniej dotarła do dziesiątego, czy nawet piętnastego nieba, a bez wątpienia unosiła się przynajmniej kilka metrów nad ziemią.

      Przesłuchanie poszło dobrze. Nie, przesłuchanie poszło świetnie. Wypadła spektakularnie. Z całą pewnością zaskoczyła tych facetów. Sami przyznali, że powaliła ich na kolana. Ani jeden się nie spodziewał, że taka szara mysz dobędzie z siebie tak pełny, bluesowy głos. Nawet nie przeszkadzało jej, że nazywali ją właśnie „myszką”, w sumie mieli rację.

      – Witamy w 32° North – powiedział groźnie wyglądający facet imieniem Roy.

      I dali jej tę fuchę. Udało się.

      Kilka dni później ruszyły próby, a pierwszy występ zaplanowali na za trzy tygodnie. Nadali jej nawet ksywkę, bo ponoć w „Lisanne” jest „za dużo cholernych liter”. Mówili na nią „LA” i przyjęli do swego grona. Zaprosili ją do klubu na wtorek, żeby usłyszała, jak gra pewna inna kapela. Mieli ochotę na jej towarzystwo.

      Wszystko ułożyło się znakomicie, z wyjątkiem jednej rzeczy: żałowała, że Gość z Kolczykiem jednak wyszedł. Chciałaby zobaczyć wyraz jego twarzy w chwili, gdy – jak jego przyjaciele – przekonałby się, że ona naprawdę potrafi śpiewać.

      Nie wiedziała, skąd biorą się te myśli, bo przecież za każdym razem, kiedy tylko przecinały się ich ścieżki, zachowywał się jak skończony dupek.

      Natomiast jego kumple byli naprawdę fajni pomimo tego, jak wyglądali. Słuchali jej z szacunkiem i nie próbowali się do niej przystawiać. Do tego drugiego była przyzwyczajona, z kolei szacunek stanowił dla niej nowość i przypadł jej do gustu. Zdecydowanie.

      Nie mogła się doczekać, by obwieścić nowiny Kirsty. Ale gdy to przemyślała, zawahała się. Śpiewanie bluesowych klasyków w pustej sali przesłuchań to jedno, a wykonywanie czyichś oryginalnych utworów przed płacącą za bilety publicznością – drugie. Postanowiła, że wstrzyma się z epatowaniem radością do pomyślnego zakończenia pierwszej próby. Wtedy będzie już wiedziała, jak jej idzie. I czy w ogóle. Zespół może przecież uznać, że popełnił błąd, albo po prostu znaleźć kogoś lepszego.

      Kirsty siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i wpatrywała się w laptopa, a jeżeli sądzić po piknięciach dobiegających z jego głośników, prowadziła przynajmniej sześć odrębnych rozmów. Pomimo zmęczenia morderczym kacem Kirsty otaksowała Lisanne, zmuszając ją do odwrócenia wzroku.

      – Wow, ktoś tu ma dobry humor. Kogo zaliczyłaś, Maclaine?

      Twarz Lisanne pokryła się rumieńcem, zarówno ze względu na bezceremonialne słowa koleżanki, jak i treść jej sugestii.

      – Na miłość boską, Kirsty! Nikogo! Miałam po prostu miły wieczór. Słuchaj, hmm, kilku… znajomych zaprosiło mnie na jutrzejszy wieczór do jednego klubu i zastanawiam się, czy nie chciałabyś ze mną pójść.

      Kirsty rzuciła jej gorzkie spojrzenie.

      – Z kolei inni znajomi zaprosili cię do klubu na zeszły wieczór, ale nie miałaś czasu, bo się uczyłaś.

      Och.

      – Okej, moja wina – przyznała Lisanne – i przepraszam, ale pójdziesz ze mną? Proszę, Kirsty. Nie chcę iść sama.

      Kirsty fuknęła coś pod nosem, ale po chwili zapytała:

      – A co to za znajomi? Nie widziałam, żebyś w ogóle z kimś rozmawiała.

      – Kilku chłopaków, których poznałam.

      – Chłopaków? Jakich chłopaków? – strzelała pytaniami Kirsty, a jej oczy nagle rozszerzyły się z zainteresowaniem. – Hmm… – Zrobiła dramatyczną pauzę i zaczęła inspekcję paznokci, czym zdenerwowała Lisanne na tyle, że jej powieka wykonała kilka niekontrolowanych drgnięć, ale w końcu współlokatorka rzekła: – No dobrze, pójdę z tobą. Napiszę do Shawny, zobaczymy, jakie ma plany.

      Lisanne uważała, że Shawna to jędza, i nie miała ochoty jej zapraszać, ale wiedziała, że jeżeli każe Kirsty wybierać pomiędzy nią a sobą, to może szybko stracić jej przyjaźń.

      Przez pozostałą część wieczoru odpierała namolne dociekania Kirsty odnośnie do owych „chłopaków”.

      Lisanne starała się odpowiadać tak mętnie, jak tylko potrafiła.

      – Nawet dobrze ich nie znam. To miejscowi, ale wydają się naprawdę sympatyczni.

      – Jak poznałaś miejscowych? Hmm, coś mi się wydajesz podejrzana. No już, bądź grzeczna i opowiedz ciotuni Kirsty wszystko jak na spowiedzi.

      – Nie, naprawdę. Po prostu… zgadaliśmy się…


Скачать книгу