Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
z innych względów.

      Gdy do Lisanne dotarło, co ma na myśli, jej policzki zalał rumieniec. Wydała z siebie tylko pełne zakłopotania mruknięcie i wbiła wzrok w podłogę.

      – Przychodź tak na koncerty, a nic nas nie powstrzyma – dorzucił Roy, uśmiechając się na widok wyrazu jej twarzy.

      – Sama nie wiem. To robota mojej współlokatorki – odparła Lisanne, nie wiedząc, co zrobić z rękami.

      – Przedstaw mnie! – rzekł rozkazującym tonem, sunąc wzrokiem w górę i w dół po apetycznych krągłościach Kirsty. – Muszę jej podziękować!

      Lisanne ogarnęła czarna rozpacz. Już się zaczęło. Właśnie traciła wszystko, co chciała zachować dla siebie. Śpiewanie to jedyna rzecz, w której była naprawdę dobra, a teraz schodziło na drugi plan. Miała nadzieję, że choć raz to ona będzie gwoździem programu.

      Chwilę później jednak skopała się w myślach po tyłku i przyznała, że zachowuje się jak smarkula. Kirsty zawsze była dla niej życzliwa. Z kolei Shawna… no cóż, Shawna to inna bajka.

      Lisanne wszystkich sobie przedstawiła, a Roy objął ją ramieniem i mocno przytulił, czym całkiem zbił ją z tropu.

      Oczy Shawny niemal wyskoczyły z orbit, gdy zobaczyła, że całkowicie wytatuowany facet traktuje tak Lisanne.

      – Przyjaciółki dziecinki są moimi przyjaciółkami – zagrzmiał.

      Danielowi w końcu udało się pozbyć łapczywego języka Terri ze swoich ust. W zasadzie rzuciła się na niego, gdy tylko przyszedł. Nie, żeby miał coś przeciwko, przynajmniej od razu się przekonał, że tego wieczoru nie będzie musiał martwić się o podtrzymywanie konwersacji. Ulżyło mu, bo nie spytała o jego brata (ani o prochy), natomiast był dziwnie rozczarowany, że w ogóle nie chce poznać go bliżej. Musiał jednak przyznać, że doskonale zapoznała się z jego ciałem, a jego kutas przez ostatnią godzinę próbował na własną rękę rozpiąć rozporek i wydostać się ze spodni. Jeżeli nie zaliczy tej nocy, to jego sprzęt nigdy mu tego nie wybaczy.

      Gdy DJ zakończył swój set, a do występu zaczął przygotowywać się zespół, poczuł zmianę rytmu falowania tłumu. Uniósł wzrok akurat, by zauważyć, jak Roy obłapia jakąś ślicznotkę o jasnobrązowych włosach. Uśmiechnął się w duchu. Kiedy Roy w końcu postawił ją na ziemię i ewidentnie zawstydzona dziewczyna się odwróciła, Daniel prawie udławił się burbonem. Przecież to Dziewczyna z Biblioteki – w cholernie seksownej wersji.

      Roy zapowiedział mu, że zaprosił na wieczór nową wokalistkę. A zatem Dziewczyna z Biblioteki jakimś cudem zdobyła tę fuchę.

      Poczuł, jak dłonie Terri wślizgują się pod jego podkoszulek, jak drapie go po plecach, by zwrócić na siebie uwagę.

      – Chcesz jechać do mnie? Mojej współlokatorki nie ma.

      Liczył na takie zaproszenie. Cóż, biorąc pod uwagę, jak się do niego kleiła, był niemal pewien, że wkrótce takowe padnie. Wypchał portfel prezerwatywami i wypatrywał okazji przetestowania nowych, prążkowanych – chciał sprawdzić, czy naprawdę zapewniają to, co obiecuje producent.

      Może namówi ją, żeby najpierw mu obciągnęła.

      Gdy zespół wkroczył na scenę, rzucił okiem na wesoło pokrzykującego Roya. Tuż obok niego stała Dziewczyna z Biblioteki, jej oczy jaśniały z ekscytacji. Zanim dał się Terri wyciągnąć na zewnątrz, poczuł ukłucie zazdrości.

      Lisanne miała ochotę poskakać w rytm muzyki, ale na szczęście przypomniała sobie, że Kirsty wbiła ją w szpilki. Okropnie bolały ją nogi, jednak miała to gdzieś. Zespół był świetny, a sama myśl, że już za trzy tygodnie to ona będzie stała na scenie, napawała ją zarówno podnieceniem, jak i przerażeniem. Poczuła się nieco otumaniona tą wizją.

      Roy pogował z taką furią, że wystraszyła się, czy ktoś na parkiecie nie straci życia. Ludzie rozstępowali się na boki, gdy z uniesionymi nad głową pięściami podrywał swoje grubo ponad sto kilo żywej wagi w powietrze i z łoskotem opadał na ziemię.

      Lisanne zachichotała. Roy był naprawdę słodki, absolutnie nie należało się go obawiać. Przypominał wielkiego pluszowego misia i czuła się w jego towarzystwie bezpiecznie.

      Rozglądnęła się w poszukiwaniu Gościa z Kolczykiem, ale gdzieś zniknął. Pewnie ulotnił się ze swoją boską dziewczyną i właśnie pocałunkami wystrzeliwał ją w siódme niebo albo jakiś jeszcze inny wymiar. Pewnie robili też inne rzeczy.

      Lisanne nie była zupełną świętoszką. Miała jako takie pojęcie, na czym polegają „inne rzeczy”, tyle że sama nigdy ich nie doświadczyła. Posiadała natomiast niezwykle żywą wyobraźnię. Westchnęła głęboko, bo wyglądało na to, że tymczasem jej przygody na wyobraźni się zakończą. Przewidywania Kirsty, że wszyscy faceci zaczną się do niej przystawiać, okazały się zupełnie chybione. Nikt nawet do niej nie podszedł.

      Nie przyszło jej do głowy, że bliskie towarzystwo, a także rozmiary Roya czynią z niego wzbudzającego postrach ochroniarza. Czy tego chciała, czy nie.

      Tymczasem Kirsty miała więcej szczęścia i właśnie oddawała się lubieżnym tańcom z jednym z jego kumpli. Lisanne wydawało się, że pamięta go z wczoraj, ale nie należał do zespołu, nie miała więc pewności. Nawet Shawna pozbyła się z twarzy swojego nieprzyjemnego grymasu, przez który przypominała buldoga przeżuwającego szerszenia. Zdarzył się istny cud, bo wyglądała, jakby się dobrze bawiła.

      Imprezowały aż do zamknięcia klubu o czwartej nad ranem, a Lisanne miała poczucie winy, że pozwoliła sobie na to przed dniem zajęć. Ale musiała przyznać, że bawiła się wybornie! Na koniec Roy wsadził je do taksówki i polecił Lisanne, żeby wróciła do klubu w czwartek po zajęciach.

      Gdy padnięte współlokatorki dowlekły się do pokoju, niebo na wschodzie zaczynało już jaśnieć. Niektóre części ciała Lisanne konały ze zmęczenia (zwłaszcza te w okolicach stóp), ale inne, te romantyczne, których było znacznie więcej, chciały wyjść i podziwiać wschód słońca. Kirsty zawetowała ten śmiały plan, gdyż – po pierwsze – była tak wymęczona, że przez ostatnią godzinę w zasadzie lunatykowała, a po drugie – był to najgłupszy pomysł, jaki w życiu miała okazję słyszeć.

      W tym samym czasie, w innym pokoju na kampusie, Daniel wkładał buty i zapinał spodnie.

      Terri szybko zasnęła i cichutko pochrapywała. Jej skóra delikatnie się zarumieniła, a włosy rozlały na całą poduszkę niczym szalejący pożar.

      Miał za sobą dobry, satysfakcjonujący dla obojga wieczór, choć prążkowane prezerwatywy nie wyróżniły się niczym szczególnym. Z drugiej strony Terri sporo krzyczała, więc może jednak… Daniel nie był pewien, czy jeszcze ją zobaczy. Nie wymienili się nawet numerami telefonów, więc najprawdopodobniej podchodziła do tej nocy tak samo.

      Przystanął na chwilę, spojrzał na jej śpiącą sylwetkę, po czym wyszedł i cicho zamknął za sobą drzwi.

      Ryk silnika jego motocykla przeciął spokój świtu. Skierował twarz ku powoli budzącemu się dniu, przekręcił manetkę i pojechał do domu.

      Na przekór zmęczeniu, które towarzyszyło końcówce drugiego tygodnia Lisanne na uczelni, był on znacznie lepszy niż pierwszy. Choćby dlatego, że zaczęła poznawać innych studentów, zwłaszcza z orkiestry. Profesor od skrzypiec nadal ją zadziwiał i inspirował, a co najważniejsze – próby z zespołem szły naprawdę dobrze.

      Nauczyła się niemal wszystkich piosenek otrzymanych od Roya, a pozostali członkowie zespołu byli naprawdę zadowoleni z pierwszej próby. Roy grał na gitarze prawdziwie surowego bluegrassa, JP trzymał rytm, Carlos szarpał struny gitary basowej, jak i kontrabasu, a Mike odpowiadał za perkusję. Razem grali coś pomiędzy bluesem a indie rockiem. Lisanne liczyła,


Скачать книгу