Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
się, że się spóźnisz? – zapytała kąśliwie, gdy się z nim zrównała.

      – Wcale nie – rzucił opryskliwie.

      Lisanne zamrugała. Może i zasłużyła sobie na taką odpowiedź.

      – Słuchaj, przepraszam – powiedziała. – Musimy uporać się z tym razem, więc… po prostu spróbujmy się dogadać, okej?

      – Obojętne. – Wzruszył tylko ramionami.

      Podała mu gałązkę oliwną, a gdy wkroczyła do biblioteki, wściekłość na jego chamską odpowiedź aż parowała jej z uszu.

      Wybrała stolik z tyłu sali i usiadła na krześle. Daniel jednak nadal stał, przestępując z nogi na nogę.

      – Hmm, miałabyś coś przeciwko, gdybym to ja tu usiadł? – zapytał, wskazując na jej krzesło.

      – Słucham? – zapytała tonem pełnym niedowierzania.

      – Ja… lubię siedzieć plecami do ściany, żebym mógł wszystko widzieć…

      – Proszę cię uprzejmie, siedź, jak chcesz – odparła nieco wyniosłym tonem – ale ja nie zamierzam się ruszać.

      Rzucił jej gniewne spojrzenie, po czym odsunął krzesło naprzeciwko Lisanne i usiadł plecami do reszty sali.

      Lisanne od razu poznała po jego lekkich tikach, drganiu nogi oraz sposobie, w jaki szarpie kolczyk w brwi, że nie czuje się komfortowo. Uśmiechnęła się w duchu, zadowolona z siebie – cieszyła się, że od razu uzyskała nad nim przewagę; czuła, że dzięki temu ma szansę postawić na swoim i nie dać się zdominować.

      Podrapał pokrywający jego policzki oraz podbródek kilkudniowy zarost i odchylił się na krześle.

      – Od czego chcesz zacząć? – rzucił wyzywająco.

      Lisanne miała jeden dobry pomysł, który teraz z dumą mu zaprezentowała.

      – To trochę banalne – skomentował drwiąco.

      Zarumieniła się, zażenowana, że jej zamysł okazał się tak jednoznacznie kiepski.

      Wziął głęboki oddech, a Lisanne podjęła ryzyko i spojrzała nań ukradkiem. Miała ochotę patrzeć na niego nawet wtedy, gdy był wściekły i rozdrażniony.

      Ku jej zaskoczeniu okazał wyrozumiałą życzliwość.

      – To nieszczególnie twój konik, prawda?

      Pokręciła głową, jej policzki nadal płonęły rumieńcem.

      – Roy mówił, że robisz magisterkę z muzyki.

      – Tak.

      Zaskoczyło ją, że rozmawiał o niej z Royem.

      – Więc zapisałaś się na wprowadzenie do biznesu, ponieważ…

      – Ponieważ moi rodzice. Uważają, że… że powinnam mieć jakieś solidne zabezpieczenie w życiu.

      Kiwnął wolno głową.

      – Mają rację. Nie ma nic pewnego. Dobrze mieć jakiś plan awaryjny.

      Nie spodziewała się takich zapatrywań po osobie jego pokroju, przejawiał przecież postawę typu mam-to-gdzieś-gówno-mnie-to-obchodzi.

      – Spójrz, to dość proste, jeżeli podejdziesz do tego w taki sposób – powiedział, otwierając podręcznik na drugiej stronie.

      Ku jej zdumieniu przyszedł na spotkanie przygotowany i miał kilka świetnych pomysłów. A co jeszcze bardziej niezwykłe, potrafił klarownym, pozbawionym protekcjonalności językiem wyjaśnić jej pojęcia, z którymi zmagała się od wielu dni, jak na przykład inercja gospodarcza czy proces produkcji.

      W jego ustach wydawało się to takie proste! Lisanne nie powstrzymała głośnych wyrazów radości, na które Daniel zareagował szerokim uśmiechem.

      – Taaak, jestem całkiem zabawnym gościem.

      – Prawdę powiedziawszy, myślałam, że jesteś dupkiem.

      – Dziękuję, kurwa, pięknie – powiedział z udawaną powagą.

      – Ależ nie ma za co – odparła z parsknięciem Lisanne.

      Uznała, że jego uśmiech podoba jej się znacznie bardziej niż gniewna mina. W obu przypadkach wyglądał seksownie, ale gdy się uśmiechał, jego oczy przybierały ciepły, szczęśliwy wyraz. Zdała sobie sprawę, że śmiech, który słyszała, zmierzając na przesłuchanie, należał właśnie do niego. Miała nadzieję, że jeszcze go usłyszy. I to nie raz.

      Daniel rozprostował plecy, wyciągając ręce nad głowę. Lisanne nie mogła powstrzymać się przed spojrzeniem na kawałek jego nagiego brzucha, który ukazał się nad paskiem, a także naprężone mięśnie klatki piersiowej zarysowujące się pod koszulką.

      Chwilę później jednak czym prędzej odwróciła wzrok, bo dotarło do niej, że gdyby przyłapał ją na takim gapieniu się, byłoby niewesoło i mogłoby to ponownie rozbudzić drzemiącego w nim dupka.

      – To książka, z której korzystałem w liceum. Może ci pomóc – powiedział, wyrywając ją z rozważań. – Jeśli chcesz, mogę sprawdzić, czy mają tutaj egzemplarz.

      Lisanne przymrużyła oczy, zastanawiając się, czy on aby nie sugeruje, że jest za głupia na poziom kursu uniwersyteckiego, ale nie dopatrzyła się w jego obliczu niczego poza szczerością. Poczuła się zawstydzona, że krążą jej po głowie takie jędzowate myśli.

      – Nie, dziękuję, nie trzeba. Sama poszukam jej w zbiorach. Podasz mi tytuł oraz autora?

      Zapisał na karteczce potrzebne informacje, po czym dalej wertował podręcznik w poszukiwaniu kolejnych dobrych pomysłów.

      Lisanne długo błąkała się pośród wysokich regałów, aż w końcu znalazła właściwą półkę. Wyciągnęła książkę i na szybko przejrzała kilka stron. Miał rację, naprawdę jej się przyda.

      Nagle panujący w bibliotece spokój przeciął głośny, rozdzierający odgłos alarmu. Lisanne aż podskoczyła. Studenci siedzący przy innych stolikach pośpiesznie wrzucali książki do toreb i plecaków, i kierowali się ku wyjściom ewakuacyjnym.

      Pobiegła w kierunku stolika i zauważyła ze zdziwieniem, że Daniel siedzi spokojnie na swoim miejscu i nadal pochyla się nad książkami jak gdyby nigdy nic.

      – Daniel! – zawołała. – Alarm przeciwpożarowy!

      Ani drgnął.

      – Daniel!

      Nic.

      – Daniel!

      Wciąż bez reakcji. Kurde, pewnie włączył iPoda.

      Zaniepokojona i zdenerwowana dobiegła do stolika, zatrzasnęła książki i wrzuciła je do torby.

      – Co jest? – zapytał, całkowicie zaskoczony jej zachowaniem.

      – Alarm!

      Przez ułamek sekundy nie wiedział, co się dzieje, ale obejrzał się za siebie i zobaczył, że inni studenci w pośpiechu opuszczają czytelnię.

      Mamrocząc i przeklinając pod nosem, zmiótł książki do torby i wyszedł z biblioteki za Lisanne.

      Studenci kotłowali się przed budynkiem i rozlali się po całym dziedzińcu. Wszyscy zachodzili w głowę, czy pojawiło się realne niebezpieczeństwo, czy to po prostu ćwiczenia. Widać jakiś dym? Ktoś zadzwonił po straż pożarną?

      – Poczekamy na trawniku? – zapytał Daniel swobodnie.

      – Czemu nie.

      Znaleźli kawałek wolnej przestrzeni, a Lisanne po drodze starała się ignorować ciekawskie spojrzenia innych studentów,


Скачать книгу