Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
sali. Lisanne uczyniła to samo. Obawiała się nadchodzącej konfrontacji, ale nie mogła się doczekać poznania prawdy na temat tego ślicznego i skomplikowanego chłopaka.

      Do stolika natychmiast podeszła kelnerka w średnim wieku, dzierżąca dzbanek z kawą, która wyglądała na tak mocną, że pobudziłaby nawet stado byków, i nikogo o nic nie pytając, napełniła dwa kubki.

      – Dzięki, Maggie – powiedział Daniel zmęczonym głosem.

      – Dla ciebie wszystko, przystojniaku – odparła z życzliwym uśmiechem kelnerka, po czym mrugnęła do Lisanne.

      Zdążyła odejść, zanim Lisanne odważyła się poprosić o śmietankę. Patrzyła ze zdumieniem, jak Daniel dosypuje do swojej kawy trzy paczuszki cukru i z ponurą miną miesza parującą miksturę.

      Uniosła swój kubek do ust i wzięła łyka. Kawa rzeczywiście okazała się mocna, ale wbrew temu, czego się spodziewała, całkiem smaczna.

      Daniel opadł na oparcie sofy i zamknął oczy.

      Wyglądał na zagubionego i wrażliwego, ale gdy ponownie uniósł powieki i spojrzał na Lisanne, znowu bił od niego lodowaty chłód.

      – Czego ode mnie chcesz?

      Powtórzył słowa, którymi rzucił w nią na dziedzińcu, tyle że zimnym, wypranym z emocji głosem.

      Lisanne aż zadrżała.

      – Chcę tylko wiedzieć… czy się nie pomyliłam.

      – A co cię to obchodzi?

      – Po prostu… to może okazać się niebezpieczne… Jeżeli… nikt nie wie.

      Uniósł brwi z niedowierzaniem.

      – Niebezpieczne?

      – Tak – odrzekła Lisanne, starając się utrzymać nerwy na wodzy. – W bibliotece nie usłyszałeś alarmu, czyż nie?

      – Pytasz mnie czy mi to oznajmiasz?

      – No… pytam.

      Westchnął głęboko, po czym z nieuzasadnionym zainteresowaniem zaczął studiować wygląd stolika. Musiał zrobić coś z rękami, wysypał więc na blat kupkę soli,by kreślić palcem białe wzorki. Próbował pozbierać myśli, nie wiedział, ile może jej powiedzieć, na ile zaufać.

      Lisanne powstrzymała się od banałów na temat bałaganienia na stoliku. Wiedziała, że Daniel zbiera się, żeby coś jej powiedzieć, i nie chciała mu przerywać.

      – Przeważnie siedzę plecami do ściany, żeby widzieć, co się wokół mnie dzieje – wydusił z siebie w końcu. – Zazwyczaj tyle wystarczy.

      Podniósł na nią wzrok.

      – Nie chciałaś wstać, więc musiałem usiąść naprzeciwko ciebie, żebym mógł czytać ci z ust. – Wzruszył ramionami. – Kiedy jestem sam, potrafię zachować ostrożność.

      Lisanne poczuła się koszmarnie przez to, że nie chciała wtedy ustąpić mu miejsca, że zachowała się jak zołza przez te wszystkie niesprawiedliwe opinie, którymi obrzucała go w myślach. Wcale nie był kłamcą. Wcale nie był dupkiem. To ona, Lisanne, była gburką najgorszego sortu z ogromnym, samolubnym i próżnym ego.

      – Przepraszam – wyszeptała.

      Skinął głową i ponownie westchnął.

      – Tak, często to słyszę.

      Spuścił wzrok i przesunął kupkę soli na dalszą część blatu.

      Lisanne położyła swoje dłonie na jego, czym zmusiła go, by na nią spojrzał.

      – Przepraszam, że byłam dla ciebie taka wredna.

      Odpowiedział lekkim uśmiechem, delikatnie cofnął dłonie i położył je na kolanach.

      Zawstydzona Lisanne szybko odsunęła i swoje ręce, po czym oboje sięgnęli do kubków z kawą, żeby czymś je zająć – czymś, co przełamie krępującą ciszę.

      – Więc… potrafisz czytać z ruchu warg? – zapytała w końcu.

      Przytaknął, obserwując jej twarz.

      – Czy… czy to dlatego nie robisz notatek na wykładach?

      Ponownie skinął głową.

      – Gdybym próbował notować, umknęłaby mi połowa wykładu.

      – Ale czy to nie strasznie trudne?

      Wzruszył ramionami.

      – Mam całkiem niezłą pamięć. Robię notatki później. Proponowali mi wspomagany komputerowo system napisów generowanych w czasie rzeczywistym, ale… wolę robić po swojemu.

      – Czyli twoi wykładowcy wiedzą?

      – Jasne.

      – Kto jeszcze wie?

      – Na uczelni? Tylko ty.

      – Nie rozumiem, dlaczego starasz się to ukrywać. Przecież to nie powód do wstydu. Uważam, że to niesamowite, że udało ci się tyle osiągnąć…

      – Przestań! – przerwał jej ostro. – Przestań, kurwa, traktować mnie protekcjonalnie!

      – Nie! Wcale nie powiedziałam tego…

      – A właśnie, kurwa, że tak! Jesteś taka jak wszyscy inni. „To niesamowite, że udało mi się”… Czy nie to właśnie powiedziałaś? Dlaczego fakt, że udało mi się dostać na uczelnię miałby być bardziej „niesamowity” akurat w moim przypadku? Nie jestem głupi, tylko głuchy.

      Po raz pierwszy któreś z nich wypowiedziało to przykre określenie i Lisanne pobladła.

      – Wcale nie o to mi chodziło! Przepraszam, ja…

      Wlepiła wzrok w kubek z kawą i poczuła, że łzy cisną się jej do oczu. Nie potrafiła znaleźć słów, które nie pogorszyłyby sytuacji. Nie mogła sobie wyobrazić, jak bardzo musi być mu trudno. Jej wcale niełatwo przyszło znalezienie college’u, a przecież była normalna. Od razu znienawidziła się za tę myśl. Niemniej musiał zmagać się z o wiele trudniejszymi wyzwaniami niż ona. I wtedy zrozumiała, jak bardzo czułaby się samotnie, nie mogąc włączać się w rozmowy znajomych, nie mogąc rozprawiać o najnowszych utworach i kapelach, nie mogąc przypadkiem wyłapywać zabawnych albo dziwnych uwag obcych ludzi, nie mogąc grać na skrzypcach, nie mogąc słyszeć własnego głosu, nie mogąc śpiewać. Nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez muzyki, bez dźwięków.

      A tak właśnie wyglądało życie Daniela. Nic dziwnego, że ukrywał się za fasadą wrogości i starał utrzymywać wszystkich na dystans.

      – Widziałam, jak tańczyłeś w klubie – powiedziała, nagle przypominając sobie jego lubieżny taniec, była zbita z tropu. – Wtedy z twoją… z tamtą dziewczyną. Jakim cudem…?

      Uśmiechnął się półgębkiem.

      – Czuję to – odparł. – Potrafię wyczuć rytm muzyki przez parkiet, wibracje. W klubie… jeszcze nikt się nie zorientował… że jestem głuchy. Poza tym w takich miejscach i tak wszyscy gówno słyszą. Idealnie tam pasuję. Można powiedzieć, że to jedyne miejsce, w którym mam przewagę. Inni muszą krzyczeć, by ktoś ich usłyszał. Ja potrafię czytać z ruchu warg.

      Powiedział to kąśliwym tonem.

      – A czy… czy słyszysz cokolwiek? Tylko się zastanawiam, bo brzmisz tak…

      – Znowu chciałaś powiedzieć „normalnie”, prawda? – przerwał jej oskarżycielsko.

      Lisanne przygryzła wargę i powoli przytaknęła.

      – Przepraszam – wydukała.

      – I dalej się dziwisz, że nie


Скачать книгу