Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
w liceum. Matematyki. Mam młodszego brata, Harry’ego. Trzynaście lat. Jest totalnym wrzodem na… jest wrzodem. Ale i tak za nim tęsknię. Interesuje się tym, co wszyscy: futbolem, grami komputerowymi, zaczynają ciekawić go dziewczyny. – Wzruszyła ramionami. – Ma na ścianie plakat Megan Fox. Mama powiedziała mu, że uprzedmiotawia kobiety, ale myślę, że tacie się to podoba, w sensie, że ten plakat.

      – No, nie dziwię się, Megan Fox jest gorąca!

      – Fuj! Typowy facet! – zadrwiła.

      Puścił jej oczko, a ona mimowolnie obdarowała go szerokim uśmiechem.

      – Czyje plakaty wiszą na twojej ścianie? – droczyła się z nim.

      – A co? Masz ochotę obejrzeć moją sypialnię? – zapytał, unosząc brew, tę z kolczykiem. – Bo muszę powiedzieć, że nie wyglądasz mi na tego typu dziewczynę.

      Lisanne całkowicie odebrało mowę i tylko gapiła się na niego jak cielę na malowane wrota.

      Daniel uśmiechnął się półgębkiem, uznawszy, że wygrał tę rundę przekomarzanek.

      – Pocałował cię ktoś kiedyś, LA? – zapytał, nachylając się nad stołem i patrząc jej prosto w oczy.

      – Nie bądź dupkiem! – rzuciła.

      – Ani myślę – zripostował, zadowolony z siebie.

      – Oczywiście, że się całowałam – wyjąkała. – I to wiele razy.

      Było to wierutne kłamstwo, ale za żadne skarby nie ujawniłaby przed nim prawdy.

      – Dobrze wiedzieć – odparł z uśmiechem, wracając do poprzedniej pozycji.

      – No dobrze, a co z tobą?

      – Też się już całowałem. Też wiele razy.

      Przewróciła oczami.

      – Pytam, czy masz dziewczynę.

      – A co, coś proponujesz?

      – Nie wiem, po co w ogóle z tobą rozmawiam – powiedziała z irytacją.

      Uśmiechnął się do niej.

      – Nie, nie mam dziewczyny. Czy życzysz sobie wiedzieć coś jeszcze?

      Lisanne przygryzła wargę.

      – No pytaj – nakłaniał ją. – Jak nie będę miał ochoty, to po prostu nie odpowiem.

      – No dobrze. – Zrobiła krótką pauzę. – Hmm, zastanawiałam się, kiedy… yyy, to znaczy kiedy ty… kiedy ty… nie, przepraszam, to nieważne.

      Z jego twarzy zniknęło rozbawienie, a Lisanne miała ochotę skopać sobie tyłek.

      – Będziemy ciągle wracać do tego gówna, prawda? – rzucił ostro, a w jego głosie ponownie zabrzmiały nuty złości. – I właśnie dlatego mam tego po dziurki w nosie, dlatego nienawidzę o tym rozmawiać. Dla wszystkich innych to takie kurewsko fascynujące, ale to moje życie i doskonale wiem, co mnie omija. Uzmysławiam to sobie każdego pierdolonego dnia. Patrzę, jak chodzisz na próby z Royem i resztą chłopaków, i po prostu mnie to dobija. Ja już nigdy tego nie zaznam; już nigdy nie usłyszę muzyki. I wiesz co? Zaczynam już zapominać. Czasami wydaje mi się, że słyszę ją w głowie, ale nie mam już pewności, czy to na pewno ona.

      Zamknął na chwilę oczy, po czym kontynuował:

      – Myślisz, że ślepi mają podobnie? Myślisz, że jeżeli kiedyś widzieli, to… pamiętają kolory? Czy myślą kolorowo, śnią w kolorach? Czasami wydaje mi się, że słyszę muzykę w snach…

      Lisanne poczuła, jak coś ściska jej gardło. Wiedziała, że to ona wpędziła go w taki nastrój i że teraz ma obowiązek mu odpowiedzieć.

      – Tak, myślę, że pamiętają. To znaczy ja bym chyba pamiętała. Wiesz, Beethoven komponował nawet po utracie słuchu.

      – Taaa, tyle razy to już słyszałem – powiedział uszczypliwie.

      – Co nie znaczy, że to nieprawda… – dodała cichutko.

      Westchnął.

      – Moja… przypadłość… nazywa się: idiopatyczna głuchota czuciowo-nerwowa, co oznacza tyle, że nie mają, kurwa, bladego pojęcia, dlaczego ogłuchłem. Zakładają, że może przez jakiś wirus, ale tak naprawdę nie wiedzą. Zaczęło się, gdy poszedłem do liceum. Od razu narobiłem sobie przez to kłopotów: nauczyciele mówili, że nie umiem się skupić albo że jestem przemądrzały i nie zaszczycam ich odpowiedziami na pytania. Jedna nauczycielka naprawdę potrafiła mi dopiec, pani Francis. Miała ten wkurwiający wysoki, piskliwy głosik i gdy mówiła, naprawdę chuja słyszałem. Bo najpierw traci się zdolność słyszenia wysokich dźwięków, problem z niskimi zaczyna się dopiero później. Nie miałem na tyle oleju w głowie, żeby komukolwiek się przyznać.

      Zawiesił głos i wbił wzrok w blat stołu.

      – A potem moje oceny poleciały na łeb na szyję. Zacząłem wdawać się w bójki, a moi rodzice co chwilę byli wzywani do szkoły. Jeden z moich nauczycieli w końcu domyślił się, co mi dolega. Wysłano mnie na badania… Okazało się, że w wieku piętnastu lat cierpię na umiarkowanie dotkliwą utratę słuchu.

      Potarł twarz dłońmi.

      – W szkole stwierdzili, że nie są już w stanie sobie ze mną „radzić”. Więc… rodzice posłali mnie do szkoły specjalnej. Kiedy oni… kiedy zginęli, zostały mi niecałe dwa lata nauki, więc… skończyłem tę szkołę i przysiągłem sobie, że już nigdy nie będę żył w ten sposób. Nie chciałem łatki „niepełnosprawnego”, czy też, ja pierdolę, „sprawnego inaczej”. Nienawidzę tego, kurwa mać. – Przerwał na chwilę. – Do tego czasu w zasadzie całkowicie straciłem słuch. Wydawało mi się, że słyszę trochę lewym uchem, ale teraz nie mam pewności. Nie usłyszałem tego pieprzonego alarmu przeciwpożarowego. Cholera, nie wiem, może usłyszałbym wybuch bomby.

      Lisanne zauważyła, że wstrzymuje oddech, dopiero gdy rozbolały ją płuca.

      – A… urządzenia wspomagające słuch nie pomagają?

      Daniel zrobił zdegustowaną minę.

      – Nie bardzo. Niektórym pomagają. Próbowałem cyfrowych wzmacniaczy słuchu, ale są za słabe. Głos jest niewyraźny i zniekształcony. Analogowe wypadły nieco lepiej, jednak niewiele.

      – Ale pomagają choć trochę?

      – Jasne, o ile tylko chcesz, żeby ludzie traktowali cię jak jebanego przygłupa.

      – Nie wszyscy!

      – Proszę cię, daj, kurwa, spokój. Ludzie opowiadają brednie typu: „Och, jak dobrze się wysławiasz”, jakby poklepywali mnie po pieprzonym ramieniu albo coś w tym stylu.

      – Czyli… nie ma… nie ma nadziei? Lekarze…?

      Pokręcił głową.

      – Nie. Jestem jednym z ich „najgorszych przypadków”. Wyróżniającym się na tle innych, można powiedzieć.

      Lisanne czuła się fatalnie, ale drążyła dalej.

      – Nie możesz tracić nadziei, Danielu. Naukowcy nieustannie dokonują kolejnych przełomów. Mógłbyś… sama nie wiem… wziąć udział w jakichś testach. Słyszałam o implantach, co z nimi?

      Ponownie zaprzeczył ruchem głowy.

      – Kiedyś też tak myślałem, ale przejadła mi się rola pieprzonej świnki doświadczalnej. Spędziłem mnóstwo czasu w rozmaitych szpitalach i klinikach, na najróżniejszych badaniach, na testach kolejnych wspomagaczy słuchu, a każdy okazywał się bardziej bezużyteczny niż poprzedni. Nie zniósłbym tego wszystkiego po raz drugi…


Скачать книгу