Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
krótkiej podróży znaleźli się przed znaną jej już knajpką.

      Lisanne poczuła lekkie rozczarowanie. Myślała, że jadą gdzieś indziej, w jakieś nowe, fascynujące miejsce. Ale od razu zdała sobie sprawę, że jest durna i samolubna. Nic dziwnego, że Daniel woli miejsca, które dobrze zna. Ma w życiu dość wyzwań i bez zastanawiania się, czy będzie w stanie czytać z ruchu warg obcej kelnerki w nieznanej kawiarni.

      Zaprowadził ją do tego samego stolika co ostatnio i tak jak poprzednio po chwili stawiła się przy nich Maggie.

      – Wróciłeś, Danny. Po prostu nie możesz żyć bez mojej kawy, co, młody?

      Zrobił lekki grymas na zdrobnienie swojego imieniu, ale nie kłopotał się poprawianiem.

      – Cześć, Maggie.

      – A jeżeli twoja dziewczyna ma zostać stałą bywalczynią, to powinieneś ją przedstawić, do cholery.

      Jego dziewczyna?

      – Racja, przepraszam. To jest Lisanne. Lisanne, Maggie.

      – Cześć, Maggie – przywitała się nieśmiało Lisanne.

      – Traktuj go dobrze, złociutka – powiedziała kelnerka. – To bolesny wrzód na tyłku, jak zresztą większość facetów, ale trzeba przyznać, że zalicza się do tych porządniejszych. Przyniosę wam specjalność dnia, dwa razy.

      Lisanne nie miała pojęcia, czym jest „specjalność dnia”, ale Maggie zbyt ją onieśmielała, by odważyła się zapytać. Patrzyła tylko, jak kobieta nalewa im kawy, smoliście czarnej kawy, czochra Daniela po włosach i odchodzi.

      Nie mogła zdusić chichotu na widok zażenowania, które ukazało się na twarzy Daniela.

      – Już rozumiem, dlaczego tak często tu wracasz, Danny.

      – Boże! Nie zaczynaj! – jęknął. – Właśnie zaczynałem cię lubić.

      Lisanne rozgrzało przyjemne ciepło i oczywiście, bo jakżeby inaczej, poczuła, że na jej policzki wypływa zdradziecki rumieniec.

      Daniel wziął łyka kawy, po czym podniósł wzrok i znowu się uśmiechnął.

      – Roy mówi, że próby idą bardzo dobrze.

      – Tak, też mi się tak wydaje. To znaczy chłopaki wyglądają na zadowolonych. Nie wiem. Wiem za to, że gdy nadejdzie wielki wieczór, będę chodzącym kłębkiem nerwów.

      – Gdzie tam, świetnie sobie poradzisz. Mówi, że masz naturalny talent, a zna się na rzeczy.

      – Jak znam życie, to zrobię z siebie totalną idiotkę, potknę się o kable, porażę wszystkich prądem i złamię nogę, a to wszystko, zanim rozbrzmi pierwszy takt.

      – Przynajmniej wszyscy zapamiętają ten koncert – roześmiał się Daniel.

      – Och, nie – biadoliła. – To będzie koszmar. A Kirsty, moja współlokatorka, zabiera grupę ludzi ze studiów, żeby przyszli mnie zobaczyć. Nie chciałam tego, ale teraz już za późno, żeby ją powstrzymać.

      Z jakiegoś powodu Daniel wyglądał na niezadowolonego z tych wieści, ale tylko wzruszył ramieniem i powiedział:

      – Po prostu jest dobrą przyjaciółką.

      – Tak, jest świetna.

      – To ta, obok której siedzisz na zajęciach z biznesu?

      – Tak.

      – Heh, niezła jest.

      Serce Lisanne zadrżało. Czy to dlatego jest dla niej taki miły? Czy tak naprawdę interesuje go Kirsty? Na pewno. Dlaczego w ogóle ją to dziwi?

      Wlepiła wzrok w kubek z kawą.

      – Ma chłopaka – wybąkała, choć nie była to do końca prawda, bo przecież Kirsty miała za sobą tylko jedną randkę z Vinem.

      – Tak? – zapytał Daniel bez większego zainteresowania.

      Lisanne zamknęła oczy. Daniel jest pewnie z tych, którzy mają gdzieś, czy dziewczyna ma chłopaka, czy jest wolna. I tak biorą, co chcą.

      Zanim Maggie wróciła ze specjalnością dnia (smażony filet z kurczaka w sosie, puree ziemniaczane i herbatniki), Lisanne zdążyła stracić apetyt.

      – Napchałaś się chipsami, co? – zainteresował się Daniel, widząc nietknięte herbatniki na jej talerzu.

      Lisanne nie odpowiedziała i bez słowa wpatrywała się w rozgrzebane danie.

      – Mogłaś zamówić sobie z menu, co chciałaś – powiedział Daniel łagodnie. – Maggie po prostu wie, co ja lubię. Przepraszam, powinienem jej powiedzieć, żeby się wstrzymała i zapytała, na co masz chęć.

      – Nie, w porządku – rzuciła cicho. – Prawdę mówiąc, jestem zmęczona. Chyba wezmę taksówkę. Nie musisz mnie odwozić.

      Daniel zmarszczył brwi.

      – To przecież żaden problem. Poza tym to ja nas tutaj przywiozłem.

      – Nie fatyguj się – powiedziała, unikając jego wzroku.

      – Kurwa mać, Lis! – krzyknął ze złością. – Co cię nagle ugryzło?

      – Nic! – odparła stanowczo. – Nic mi nie jest. – Co było jednym wielkim kłamstwem. – Mówiłam. Jestem zmęczona.

      – Jak sobie chcesz – wymamrotał chłodno.

      Wychylił się zza stolika, żeby uiścić rachunek, zanim Lisanne zdąży cokolwiek wtrącić.

      Czuła się koszmarnie – w 33% wściekła, w 33% urażona, w 33% ośmieszona. W 0% zaskoczona. Nie wiedziała, gdzie podział się brakujący 1%. Nienawidziła matmy.

      Podniosła kurtkę i wykopała z kieszeni komórkę, żeby zadzwonić po taksówkę, lecz nad jej ramieniem pojawiły się długie palce Daniela i wyciągnęły telefon z jej dłoni.

      – Co ty wyrabiasz?

      – Powiedziałem, że cię odwiozę i zamierzam to zrobić – odpowiedział sztywnym głosem.

      – Nie, dziękuję.

      Zawył z rozdrażnienia.

      – Dlaczego zachowujesz się jak zołza?

      – Nie mam zielonego pojęcia – odparła lodowatym tonem.

      Wiedziała, że postępuje nieuczciwie, przecież nie była jego dziewczyną ani nikim w tym stylu. Ale są jakieś granice! Opowiadał jej w twarz, że podoba mu się jej współlokatorka. Czy ani trochę nie zważa na jej uczucia?

      Daniel spróbował po raz ostatni.

      – Zgaduję, że zrobiłem coś, co cię zdenerwowało, ale nie mam jebanego pojęcia, co to takiego.

      – Oddaj mi ten cholerny telefon, Danielu!

      Rzucił komórką w jej kierunku z furią wypisaną na twarzy. Złapała go niepewnie, prawie spadł na podłogę.

      Teraz była rozczarowana i wkurzona.

      – Mogłeś go rozbić!

      – Skąd miałem, kurwa, wiedzieć, że nie umiesz łapać – odwarknął.

      – Ale z ciebie dupek! – syknęła, z jej oczu zaczęły płynąć łzy.

      Daniel nagle zamarł.

      – Płaczesz?

      – Nie!

      – Przecież widzę.

      – Daj mi spokój – powiedziała drżącym głosem.

      Wybiegła z lokalu, ignorując zaciekawione i zaniepokojone spojrzenia pozostałych gości. Nie obejrzała się na Daniela,


Скачать книгу