Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
tak bardzo, bardzo za mało.

      Wszyscy zgadzali się, że debiut Lisanne był bezapelacyjnym triumfem.

      Zaczęli od Etty, potem przeszli do Rolling in the Deep Adele, co wprawiło publikę w szał, pozwolili jej nieco ochłonąć przy Hey Love duetu Quadron, spróbowali kilku własnych utworów, które okazały się znakomite, a zakończyli paroma klasykami indie rocka, no i oczywiście Fallin’ Alicii Keys.

      Nie podjęli się Dirrty i biorąc pod uwagę, co ma na sobie, Lisanne poczuła z tego powodu ulgę.

      Pokrywał ją pot, połowę makijażu miała rozsmarowaną na dłoniach, była wycieńczona i podekscytowana, całe jej ciało buzowało.

      – Byłaś zajebista, Lisanne! – wykrzyknęła Kirsty, wpychając się do skromnej garderoby i przytulając ją z całych sił.

      – Brawo, Lis! – powiedział Vin, który też do nich dołączył, i ucałował ją w policzek.

      Lisanne uśmiechnęła się szeroko i powiedziała wszystko, co wypada powiedzieć w takich chwilach.

      Uwielbiała scenę. Uwielbiała wiwaty, jakimi publiczność nagradzała ją za każdym razem, gdy wchodziła w wysokie tony. Cieszyła się z obecności Kirsty, że widziała to wszystko i pomogła jej dojść do tego momentu. Radowała się z pochwał oraz wykonanych butelkami piwa toastów Vina i jego kumpli. Była wniebowzięta, że poszło tak dobrze, i dzięki powszechnym wyrazom uznania ze strony Roya i reszty kapeli w końcu spadł jej kamień z serca. Ale poza tym wszystkim liczyła, że Daniel jednak przyjdzie.

      Przeczesywała wzrokiem tłum, ale nie wypatrzyła jego twarzy.

      Nie było w tym nic złego. Nic się nie stało. Tak naprawdę nie mogła oczekiwać, że się zjawi. Nie powinna w ogóle go o to prosić.

      Gdy Daniel zgasił silnik pod domem, był całkiem wypompowany. Nie oglądał występu na żywo w klubie od czasu… cóż, od dawna.

      Wszedł po schodach. Absolutnie go nie zaskoczyło, że drzwi są szeroko otwarte, a ze środka na ulicę wylewają się nieznani mu ludzie. Może to znajomi Zefa, a może klienci. Czasami jedno równało się drugiemu.

      Zgarnął ze stolika sześciopak piwa, nie zastanawiając się, do kogo należy, i powędrował do swojego pokoju na piętrze.

      Spojrzał z niesmakiem na dziewczynę, która zasnęła, a może zemdlała, na korytarzu.

      Całe, kurwa, szczęście, że ma własną łazienkę, którą mógł zamykać na klucz; w innym wypadku życie w tym domu byłoby nie do zniesienia.

      Otworzył kluczem drzwi do sypialni i zamknął się w środku. Miał świadomość, że na cały dom niesie się ogłuszająca muzyka, gdyż wyczuwał wibracje przeszywające podłogę. To jedyna zaleta głuchoty: nie musiał się martwić, że w nocy obudzi go hałas. Niewielka korzyść, ale zawsze coś.

      Otworzył pierwsze piwo i wychylił je jednym haustem. Następnie włączył laptopa i zgrał z telefonu na dysk zdjęcie śpiewającej Lisanne. Do diabła, ależ gorąco wyglądała w tym stroju, ale patrzeć na nią, jak śpiewa… Nigdy nie widział nikogo piękniejszego. Nigdy wcześniej nie widział jej tak swobodnej, cała promieniała. Czuła się idealnie w swojej skórze.

      Wydrukował zdjęcie i powiesił je na tablicy, obok fotografii rodziny. Następnie wyłączył komputer, zdjął buty, usiadł w mroku i pił piwo, aż alkohol lub zapomnienie zabrało go w niebyt.

      ROZDZIAŁ 6

      Kirsty oraz Vin nie chcieli nawet słyszeć o zakończeniu imprezy. Sukces Lisanne należało sowicie uczcić, a to, że ona tak naprawdę marzyła tylko o powrocie do pokoju i przespaniu pół doby, nie miało żadnego znaczenia.

      – Nie zwiejesz z tej fety, moja droga! – zawołała Kirsty, chwytając ją za ramię.

      – Nie warto kłócić się z Kirsty – zawtórował jej Vin. – Myślałem, że już się tego nauczyłaś.

      – Tak, ale… – chciała coś powiedzieć Lisanne.

      Nadaremnie. Wszyscy załadowali się do samochodu Vina, za którym podążyły dwie taryfy wyładowane innymi studentami spotkanymi w klubie, i wszyscy udali się do siedziby jego bractwa.

      Lisanne nigdy nie przyszłoby do głowy, że kiedykolwiek będzie zapraszana na imprezy bractwa, ale przyjaciele Vina okazali się zabawni i zaskakująco życzliwi, a potem pili i tańczyli do świtu.

      Oni. Bo Lisanne znalazła po prostu jakąś sofę w ciemnym kątku, przykryła się stertą kurtek i zasnęła. We śnie słyszała muzykę i widziała parę wpatrujących się w nią wesołych orzechowych oczu.

      Gdy w końcu udało się jej dotrzeć do akademika, była już niedziela, a chmury zaróżowił wstający świt.

      Kirsty i Lisanne stanęły pod rękę przed drzwiami budynku i wdychały czyste poranne powietrzne.

      – Jakie to uczucie? – spytała Kirsty cicho.

      Lisanne próbowała dobrać słowa opisujące wir emocji, który miotał nią przez ostatnich kilka godzin.

      – Nie wiem – rzekła w końcu. – Czuję się inaczej, ale równocześnie tak samo. Jestem rozemocjonowana, ale też spokojna. Niełatwo to opisać.

      – Byłaś dziś niesamowita, ogromnie ci zazdroszczę.

      Lisanne się zaśmiała, ale Kirsty szarpnęła ją za ramię.

      – Mówię poważnie. Naprawdę poruszyłaś ludzi swoim śpiewem. Kiedy patrzą na mnie, myślą, że widzą wszystko na wylot.

      Lisanne spojrzała na nią poważnie.

      – Przecież jesteś taka piękna!

      Kirsty uśmiechnęła się słabo.

      – Wcale nie kokietuję, Lis. Wiem, że jestem ładna. Ale przeważnie to wszystko, co we mnie widzą. – Wzruszyła ramionami.

      Lisanne zaprzeczyła ruchem głowy.

      – Nieprawda. Jesteś niesamowitą przyjaciółką. Ja widzę, jaka jesteś troskliwa i dobra. Vin też. Szaleje na twoim punkcie.

      – Tak sądzisz? – zapytała Kirsty z błyskiem w oku.

      – Nie sądzę, ja to wiem – odparła Lisanne z pełnym przekonaniem. – Widziałam, jak na ciebie patrzy, uwielbia cię. I dostrzega prawdziwą ciebie. Tak samo jak ja.

      Kirsty się uśmiechnęła.

      – A nawiasem mówiąc, wiesz, że Daniel był tam jednak dzisiaj, to znaczy wczoraj?

      Lisanne zatkało. Zamrugała oczami, wpatrując się w przyjaciółkę.

      – Daniel? Ale przecież powiedział, że nie przyjdzie.

      – Widocznie zmienił zdanie – powiedziała Kirsty z wymownym spojrzeniem. – Shawna próbowała do niego zagadać, ale totalnie ją olał.

      – Och – bąknęła Lisanne, niepewna, jak to skomentować.

      – Przyszedł sam – oświadczyła Kirsty pokrzepiająco.

      Lisanne nie była w stanie powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu.

      – Chodź – powiedziała Kirsty. – Sen to podstawa urody.

      Gdy Lisanne się obudziła, zbliżała się pora obiadu, a jej żołądek głośno apelował o jedzenie, czyniąc jej wyrzuty, że przegapiła zarówno śniadanie, jak i wczorajszą kolację.

      Niemniej czuła się świeża i wypoczęta.

      Zerknęła na telefon. Było południe, a Kirsty nadal leżała zagrzebana pod kołdrą. Ułamek sekundy później zauważyła, że ma SMS od Daniela.

      D:


Скачать книгу