Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
wzrok i dodała: – Cieszę się, że jednak przyszedłeś, nie liczyłam na to.

      Wykrzywił twarz i odwrócił wzrok.

      – Bo nie zamierzałem przychodzić.

      – Wiem. Ale tak czy siak, dziękuję.

      Powoli skinął głową.

      Gdy dopili kawę, starł z warg ostatnie słodkie okruszki. Lisanne nie potrafiła powstrzymać westchnięcia, widząc, jak obciera twarz swymi długimi, silnymi palcami.

      Pochwycił jej spojrzenie.

      – Co?

      – Ominąłeś trochę.

      Chciała wyciągnąć dłoń, by zetrzeć okruch z jego ust, ale zawahała się w ostatniej chwili. Daniel mrugnął, po czym oczyścił twarz obiema dłońmi.

      – A teraz?

      – Wyglądasz dobrze. – Pokiwała głową.

      – Och, nie, dziecinko. Źle to odebrałaś. – Ponownie z niej zakpił.

      Lisanne przewróciła oczami.

      – Ale z ciebie dzieciuch!

      Nachylił się i wyszeptał jej do ucha:

      – Stuprocentowy mężczyzna.

      Poczuła, jak jego ciepły oddech łaskocze jej skórę, kilka sekund później dotarły do niej jego słowa. Zadrżała. Nie wiedziała – z zimna, przyjemności czy z jeszcze innego powodu.

      Spacerowali deptakiem, blisko siebie, ale bez dotyku, w kojącej przyjacielskiej ciszy. Raz na jakiś czas przystawali, aby obejrzeć sklepową wystawę lub podziwiać wirujące, zmienne barwy morza.

      Lecz wkrótce niebo zasnuły szare chmury, a wokół nich zaczęły spadać ciężkie krople deszczu.

      – Do diabła. – Daniel zmarszczył brwi, spoglądając w groźnie wyglądające niebo. – Ale zmokniemy.

      Miał rację.

      Pobiegli do motocykla, ale nie mieli szans na wyprzedzenie burzy.

      Gdy Daniel pędził szosą, chłostał ich rzęsisty deszcz, więc przemokli do suchej nitki.

      On miał nieco więcej szczęścia, bo skórzana kurtka zapewniała mu jako taką ochronę, ale jego nasiąknięte dżinsy szczelnie przywarły do ud i czuł, jak woda ścieka mu do butów.

      Skulona z tyłu Lisanne chowała się za jego ciałem i trzęsła tak gwałtownie, że i jego wprawiała w dygot.

      Jazda do akademika w tym deszczu byłaby szaleństwem, skoro jego dom znajdował się znacznie bliżej. Oboje prawie już utonęli i zaczynali zamarzać, a deszcz tak intensywnie zalewał osłonę jego kasku, że robiło się niebezpiecznie. Lepiej będzie, jeżeli schronią się u niego w domu. Poza tym wiedział, że łatwiej wysuszą tam ubrania, bo nikt nie używa ich pralki ani suszarki – nigdy.

      Opuścił autostradę o jeden zjazd wcześniej. Lisanne była tak odrętwiała, że nawet tego nie zauważyła, dopóki nie zawitali z rykiem silnika do dzielnicy mieszkalnej, której jeszcze nigdy nie widziała na oczy.

      Daniel wyłączył silnik i z wysiłkiem zszedł z maszyny, ściągając Lisanne wraz z sobą.

      – Gdzie jesteśmy? – wystękała rozedrganym głosem, wdrapując się po stopniach na werandę.

      – U mnie. Uznałem, że dalsza jazda w tych warunkach byłaby głupstwem. Możesz tu wysuszyć ubranie i się rozgrzać.

      Kiwnęła głową, nadal telepiąc się z zimna, postąpiła za nim do środka i od razu wybałuszyła oczy na widok parki, która w przedpokoju paliła w najlepsze z bonga.

      – Czy to…?

      – To znajomi Zefa – mruknął pod nosem, ucinając temat.

      Kilka kroków dalej minęli kolejną parę, która wpatrywała się tępo w przestrzeń szklistymi oczami i Danielowi przeszło przez myśl, że sprowadzenie tu Lisanne było jednak błędem.

      Nie miał pojęcia, gdzie podziewa się Zef.

      Pokazał Lisanne dłonią, żeby weszła za nim po schodach, a ta złapała go, jakby był ostatnią łodzią ratunkową na Titanicu.

      Wyjął klucz, otworzył drzwi do swojej sypialni i zamknął je za sobą.

      – Po co zamykasz drzwi? – wyszeptała, a jej twarz przybrała nagle czujny wyraz.

      Zmrużył oczy zmieszany, ponieważ dotarło do niego, jak musi to wyglądać z jej punktu widzenia.

      – Co? Nie! Boże, Lis! Jak mogłaś tak pomyśleć… Muszę się zamykać… inaczej właziliby mi tu snujący się po domu ludzie. Nic więcej. Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć.

      Pokręciła głową i spróbowała się uśmiechnąć, ale jej twarz nadal była zmrożona, a zęby szczękały z zimna.

      – Nie, przepraszam. Ja tylko… – Zawiesiła głos, zatrzymując dalszą część zdania dla siebie, i rozejrzała się dookoła. – Ładny pokój.

      – Dzięki – odparł nieco zbyt nonszalancko, obserwując, jak Lisanne otula się ramionami, aby się rozgrzać.

      Jej wzrok padł na gitarę akustyczną. Przeniosła spojrzenie na Daniela, mrugając szybko.

      – Grasz?

      Skrzywił się, podniósł gitarę za gryf i bezceremonialnie wrzucił ją do szafy.

      – Już nie.

      – Przepraszam – wyszeptała, łajając się w myślach, że jest taką idiotką. Oczywiście, że już nie gra.

      Daniel, chcąc przełamać pełną skrępowania ciszę, zaczął grzebać w szufladach i po chwili rzucił jej jeden ze swoich t-shirtów.

      – Włóż to, a ja zaniosę twoje rzeczy do suszarki. Szybko wyschną. – Zaserwował jej seksowny uśmiech. – Odwrócę się.

      Lisanne zarumieniła się delikatnie, ale zdjęła ociekającą wodą odzież aż do samej bielizny. Pośpiesznie wciągnęła na siebie jego koszulkę, która sięgała jej do połowy ud. Nie zdołała się powstrzymać – uniosła ją do twarzy i powąchała materiał, głęboko wciągając powietrze. Pachniała nim, tkaninę nasycił aromat jego wody kolońskiej, a także ledwie wyczuwalna nuta papierosów. Zerknęła przez ramię, ale Daniel nie oszukiwał i stał odwrócony plecami. Nie zawiódł jej oczekiwań. Klepnęła go lekko w bark.

      – Już.

      Uśmiechnął się i z aprobatą omiótł wzrokiem jej nogi.

      – Przepraszam – powiedział, wyłapując jej spojrzenie. – Jestem facetem. – Wzruszył ramionami i puścił oczko, po czym podniósł ubrania swojego gościa, które pozostawiły na parkiecie mokrą plamę.

      – Wrócę za minutkę. Zamknij za mną. Zapukam, jak wrócę.

      Kiedy wyszedł, Lisanne obejrzała dokładnie pokój. Był znacznie schludniejszy, niż sobie wyobrażała, a na łóżku leżała czysta, świeża pościel. Miał niewielki regalik zastawiony szczelnie podręcznikami oraz książkami autorów, o których w życiu nie słyszała. Wielu nosiło cudzoziemsko brzmiące nazwiska, może rosyjskie. Między książkami stały wciśnięte rolki papieru toaletowego. Dziwne.

      W rogu pokoju ziała pustka, którą chwilę wcześniej zajmowała gitara, i Lisanne poczuła się koszmarnie, że w ogóle o niej wspomniała. Czasami gadam takie głupstwa, pomyślała cierpko.

      Zauważyła kilka fotografii przypiętych do tablicy. Ujrzała na niej zdjęcie Daniela w młodszym wieku oraz jakiegoś starszego chłopaka, zapewne Zefa. Byli podobni, mieli takie same czarne włosy i orzechowe oczy. Wisiała tam także fotografia jego rodziców oraz wspólne


Скачать книгу