Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
się z łóżka i spędziły spokojne popołudnie na nadrabianiu zaległości w nauce i innych obowiązkach. Szara rzeczywistość szybko wróciła do jej życia, ale Lisanne nie miała nic przeciwko, bo robienie zwykłych rzeczy działało na nią kojąco.

      Do poniedziałku większość euforii wyparowała. Kilka osób podeszło, by powiedzieć, że podobał im się koncert, jedna czy dwie zapytały o następny. Roy wspomniał coś oględnie o występie w innym lokalu w mieście, ale nie miał żadnego konkretnego planu.

      Lisanne zamierzała właśnie wpaść na chwilę do uczelnianej kafejki na zastrzyk kofeiny, a następnie wrócić do pokoju, gdy usłyszała falę podniesionych głosów. Po drugiej stronie dziedzińca spostrzegła Daniela w sprzeczce z dwoma studentami, którzy wyglądali na sporo starszych, może nawet z ostatniego roku. Wyczytała z ich mowy ciała, że sytuacja jest naprawdę napięta, być może stanowiła wstęp do bójki. Nie wiedziała, co robić, ale zdała się na czysty instynkt i pobiegła w tamtą stronę.

      – Powiedziałem nie, człowieku! Odpierdol się ode mnie – warknął Daniel wściekle.

      – Och, daj spokój. Wszyscy wiedzą, kim w okolicy jest twój brat. Nie zgrywaj nam tu jebanego niewiniątka.

      Daniel odwrócił się i chciał odejść, ale większy z facetów złapał go za ramię.

      Daniel już brał zamach, ale wtedy ujrzał biegnącą ku niemu Lisanne. Zamiast uderzyć wykonał krok w tył i wziął głęboki oddech.

      – Nie zaczynaj czegoś, czego nie potrafisz skończyć – zadrwił drugi student. – I to słodkie, że broni cię twoja dziewczyna.

      Oblicze Daniela wykrzywiła wściekłość, Lisanne musiała złapać go za ramię i odciągnąć na bok.

      – Przestań! On nie jest tego wart! – powiedziała z naciskiem.

      Nie miała pewności, czy zrozumiał, co do niego powiedziała, ale udało się jej go odciągnąć. Szarpała go za ramię, podczas gdy on nie spuszczał wzroku z dwóch studentów, którzy wciąż się z niego naigrywali.

      – O co poszło? – wysapała, gdy oddalili się na bezpieczną odległość.

      Daniel nadal oglądał się przez ramię, więc delikatnie klepnęła go w rękę.

      – Czego? – burknął.

      Puściła go, wstrząśnięta jego wściekłym tonem.

      – Przepraszam – wymamrotał. – Przepraszam.

      – W porządku – odparła bez przekonania. – O co poszło?

      – To po prostu dupki – powiedział i pokręcił głową.

      Lisanne była pewna, że za całą sprawą kryje się coś więcej, ale nie słyszała, od czego zaczęła się przepychanka, uznała więc, że lepiej nie drążyć.

      – Chcesz iść na kawę? – zapytała niepewnie.

      Ponownie pokręcił głową i nerwowo przeczesał włosy dłonią oraz dotknął kolczyka w brwi.

      – Nie. Spadam z kampusu.

      Nastąpiła chwila krępującej ciszy.

      – Okej. W takim razie do zobaczenia w piątek?

      Spojrzał na nią nagle.

      – Chcesz jechać ze mną? Urwać się na kilka godzin? Nie wiem, pojechać gdzieś?

      – Yyy, okej – odparła z wahaniem, myśląc o górach materiału, z którym musiała wziąć się za bary. – A gdzie chcesz jechać?

      – Obojętne – odpowiedział z zamkniętymi oczami.

      Dotarli do motocykla, podał jej kask i niedługo później zostawili miasto za plecami, kierując się na wschód.

      Mijali domy oraz sklepy, a Lisanne zastanawiała się, o ile przekraczają dozwoloną prędkość. Bała się, że lada chwila usłyszy skowyt policyjnych syren. Jakie kary za to groziły? Czy pasażer też może mieć kłopoty? Widziała oczami wyobraźni, jak dzwoni do rodziców z prośbą o wpłacenie kaucji. Wzdrygnęła się na samą myśl. Doskonale wiedziała, co by sobie pomyśleli… I co pomyśleliby o Danielu.

      Boże, jak szybko on jechał? Pal licho zatrzymanie przez policję, ale przecież zaraz spowoduje wypadek.

      Ścisnęła go mocniej, co, jak na ironię, podochociło go do dodania gazu.

      Gdy zebrała się na odwagę, by ponownie otworzyć oczy, dostrzegła w oddali majestatyczny szary ocean.

      W międzyczasie Daniel zdecydowanie zwolnił i zdała sobie sprawę, że jadą równolegle do nadmorskiej promenady. Planowały z Kirsty przyjazd na wybrzeże, do tamtejszych kawiarni, ale cieszyła się, że w miejsce przyjaciółki towarzyszy jej Daniel.

      W końcu znalazł jakiś parking i zdjął kask.

      Wciągnął powietrze pełną piersią, wyglądał, jakby pozbył się większości napięcia.

      Posłał Lisanne delikatny uśmiech, zszedł z motocykla i podał jej dłoń.

      Niezgrabnie zsunęła się z maszyny, po czym stanęła zesztywniała, rozglądając się dookoła.

      – Pięknie tu – powiedziała tylko, czując, jak otula ją aura spokoju.

      – Tak. Lubię przyjeżdżać nad ocean, kiedy… – zawiesił głos w pół zdania, nie będąc w stanie lub nie chcąc go kończyć. – Masz ochotę na kawę?

      – Jasne, ja stawiam – oznajmiła, przykrywając uśmiechem skrępowanie zachowaniem Daniela.

      – Nie ma mowy! – rzucił, udając oburzenie. – Musimy uczcić twój sobotni występ. Ja stawiam.

      – Dojechaliśmy tu na twojej benzynie!

      – Zawsze jesteś taka kłótliwa? – zapytał z szerokim uśmiechem i unosząc brew tak wysoko, że srebrny kolczyk zalśnił w promieniach słońca.

      Lisanne przekrzywiła głowę i odwzajemniła uśmiech.

      – Tak. W zasadzie zawsze.

      Przewrócił oczami.

      – Mogłem się domyślić. Co nie zmienia faktu, że i tak ja stawiam.

      Szli deptakiem, aż znaleźli maleńką kawiarenkę serwującą kawę i pączki. Lokal dysponował tarasem wychodzącym na promenadę, a temperatura pozwalała usiąść na zewnątrz.

      Daniel mruknął ze szczęścia, gdy zanurzył zęby w pączku z dżemem. Pochłonął wypiek na trzy kęsy, a Lisanne przyłapała go na zerkaniu w kierunku jej talerzyka.

      – Ani się waż tykać mojego pączka! – zagroziła. – Robię się niebezpieczna, gdy ktoś przeszkadza mi w zaspokajaniu słodyczowego głodu.

      – No, do chipsów też masz niezdrowy pociąg. Nie myśl, że nie zauważyłem – odparł zadziornie.

      – Jeżeli jesteś aż taki głodny, to kup sobie jeszcze jednego, ale na mojego nawet nie patrz, szanowny panie!

      Zaśmiał się, ale przyjął jej radę, skinął na kelnerkę i zamówił sobie jeszcze dwa pączki.

      Oczy Lisanne rozszerzyły się z niedowierzaniem.

      – Nabuzujesz się od takiej ilości cukru – ostrzegła. – Albo zęby ci wypadną.

      – Jejku, wyluzuj! Brzmisz jak moja przedszkolanka.

      Lisanne zgromiła go spojrzeniem, a on, z radością na twarzy, wyciągnął się wygodnie na krześle.

      – Nic na to nie poradzę – powiedziała nadąsanym głosem. – Jestem rozsądna. Mama mawia, że już gdy przyszłam na świat, byłam kobietą w średnim wieku.

      – Tak? –


Скачать книгу