Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
niego, co mu się właśnie wymsknęło.

      – Boże! Przypadkiem tego nie powtarzaj! Wyprę się, że to powiedziałem.

      – Twój sekret jest u mnie bezpieczny – drażniła się z nim.

      Skinął głową z poważną miną.

      – Wiem o tym. Dzięki.

      Jego ton zaskoczył Lisanne, musiała odwrócić wzrok, gdyż nie wytrzymała jego intensywnego spojrzenia.

      Spokojny rytm wspólnej nauki zakłócał jedynie szelest przemyconych do biblioteki paczek chipsów.

      Lecz gdy skończyli, nie padło żadne zaproszenie na kawę ani oferta przejażdżki Sironą. Tylko uśmiech i niezobowiązujące:

      – Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.

      – Daniel, zaczekaj!

      Ale on zdążył się już odwrócić i skierować w stronę wyjścia. Lisanne zerwała się z krzesła, słyszała, jak upada ono z łoskotem na podłogę, gdy próbowała złapać go za ramię.

      Daniel odwrócił się, zdumiony.

      – Co jest?

      – Danielu, ja… ja…

      – O co chodzi, LA?

      Była zaskoczona, że nazwał ją głupim przezwiskiem wymyślonym przez Roya, ale dzięki temu znalazła w sobie na tyle pewności siebie, żeby powiedzieć:

      – Przyjdziesz… w sobotę? Na koncert? Wiem, że ty nie… ale… chciałabym… Przyjdziesz?

      Jego usta wykrzywiła smutna niechęć, pokręcił głową.

      – Lis, nie…

      Natychmiast mu przerwała.

      – Przepraszam – rzuciła gwałtownie. – Zachowałam się samolubnie.

      Daniel nerwowo potarł twarz.

      – Ja po prostu… nie mogę

      – Wiem. Przepraszam. Naprawdę. Zapomnij, co powiedziałam. Ja… Zobaczymy się na wykładzie w piątek.

      Skinął głową, ale nic nie powiedział. Kiedy wychodził z biblioteki, Lisanne zauważyła, że kroczy przygarbiony i ze zwieszoną głową, jak gdyby przytłaczał go ogromny ciężar.

      Durna! Durna! Durna! Durna i okrutna, zbeształo ją sumienie.

      Wzdychając i rugając się w duchu z góry na dół, wepchnęła pozostałe ciastka i chipsy do torby, zebrała książki oraz laptopa i powlekła się do swojego pokoju, gdzie uporała się z wszystkimi ciastkami, a następnie, z lekkimi mdłościami, wlazła do łóżka.

      Kiedy obudziła się w czwartek rano, źle się czuła. Spływał po niej pot, miała sucho w gardle, a jej język sprawiał wrażenie, jak gdyby został wyciągnięty ze śmieciarki.

      Zaliczyła pośpieszną wizytę w łazience, po czym wgramoliła się z powrotem pod kołdrę, głośno jęcząc. Udało jej się jedynie wypić kilka łyków wody i nie zwymiotować. Wyłączyła telefon i zasnęła na kilka godzin. Kirsty wróciła po zajęciach i widok spoconej, drżącej Lisanne mocno ją przeraził.

      – Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś, do cholery? – zrugała ją ze złością. – Kurde, wyglądasz koszmarnie!

      Lisanne jęknęła i złapała się za brzuch.

      Kirsty usiadła na brzegu jej łóżka i dotknęła czoła współlokatorki.

      – Uch, jesteś cała mokra, ale nie masz wysokiej gorączki. To chyba tylko grypa żołądkowa. Zostań w łóżku, zaparzę ci herbaty ziołowej. Moja mama zawsze dodaje do niej imbiru, pomaga na rozbrykany brzuszek.

      Chciała odwołać swoje plany na wieczór, ale Lisanne przekonywała, że potrzebuje jedynie snu i że jeżeli Kirsty zostanie i będzie musiała dyżurować przy jej łóżku, to zanudzi się na śmierć.

      Poszły na kompromis: Kirsty wyjdzie na zaplanowaną kolację z Vinem, ale wróci przed dziesiątą, żeby przyjrzeć się swojej pacjentce. Jak powiedziała, tak zrobiła, a po powrocie zaaplikowała Lisanne kolejną herbatę ziołową i wmusiła w nią kilka krakersów.

      W piątek Lisanne czuła się już nieco lepiej, ale Kirsty orzekła, że aby w pełni wydobrzeć, musi spędzić w łóżku jeszcze jeden dzień.

      – Poza tym – nalegała – chyba chcesz wyzdrowieć na koncert? Nie chcemy, żebyś rzygała na scenie, byłoby to zbyt głębokie odejście w kierunku punk rocka.

      Wychodząc na zajęcia z biznesu, rzuciła przez ramię:

      – Przywitam się z Danielem w twoim imieniu.

      I głośno parsknęła na widok miny współlokatorki.

      Dwadzieścia minut później, gdy Lisanne ponownie odpływała w krainę snu, zapikał jej telefon i gwałtownie ją wybudził.

      Z rozdrażnieniem otworzyła skrzynkę odbiorczą, ale po chwili jej serce podskoczyło z radości. SMS od Daniela.

      D: Słyszałem, że jesteś chora. Potrzebujesz czegoś?

      Mogę wpaść po wykładzie?

      Jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech. Zależy mu, by poczuła się lepiej. Troszczy się o nią. I wtedy grzmotnęła ją w łeb świadomość, że przecież jeżeli przyjdzie do jej pokoju, to zastanie ją w kondycji bohaterki filmu o ciężko uzależnionych narkomanach tudzież odpadu, który ktoś przypadkiem wykopał spod ziemi i zapomniał pogrzebać ponownie. Tęsknota za Danielem toczyła zażarty bój z próżnością. Próżność zwyciężyła.

      Zgrzytając zębami, odpisała:

      L: Dzięki. Czuję się ohydnie, ale lepiej niż wczoraj.

      Nie chcę Cię narażać na taki pokaz szpetoty. LA xx.

      D: Mam szerokie zainteresowania. Poważnie – potrzebujesz czegoś?

      Jest taki kochany.

      L: Nie, dziękuję. Kirsty o mnie dba jak rodzona matka.

      Widzimy się w przyszłym tygodniu. LA xx.

      D: Ok. Bądź grzeczna.

      „Bądź grzeczna”. Westchnęła – tak jakby kiedykolwiek bywała inna. Chciałaby być choć ciutkę niegrzeczniejsza. A raczej chciałaby posiadać ciutkę niegrzeczności – kawalątek niegodziwości w kształcie Daniela. Chociaż maleńki. Albo lepiej wielki.

      Ponownie głęboko westchnęła.

      W sobotę nastąpiła znacząca poprawa i zaczęła nawet czuć się jak istota ludzka.

      – Cóż, nie wyglądasz aż tak koszmarnie – zawyrokowała Kirsty.

      Lisanne podejrzewała, że chce po prostu być uprzejma.

      Operacja „Zrobić Lisanne na Bóstwo” rozpoczęła się na cztery godziny przed koncertem. Kirsty chciała zainicjować działania wcześniej, powołując się na to, że powrót do formy po grypie żołądkowej wymaga nadzwyczajnej taktyki, ale Lisanne udała się do sali ćwiczeń w instytucie muzyki, żeby rozgrzać głos gamą – absolutnie nie chciała robić tego na oczach współlokatorki.

      Jej nerwy, które nigdy nie były szczególnie odporne, stepowały w najlepsze na całej długości kręgosłupa, rozsyłając po całym ciele wibrujące dreszcze.

      Gdy Kirsty zaczęła wysyłać jej ponaglające SMS-y co jakieś pół minuty, powlekła się z powrotem do akademika.

      Rozpoczęła się koszmarna wersja gry „Ubierz Barbie”. Kirsty obficie nakładała na Lisanne wszelkiego rodzaju balsamy, emulsje, spreje i tusze z jej niepokojąco bogatego arsenału kosmetyków. Po trzech godzinach zabiegów pielęgnacyjnych Kirsty ujawniła


Скачать книгу