Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
skwitowała Kirsty stanowczo. – Będziesz wyglądała szałowo. Będziesz wyglądała seksownie. Daniel nie oderwie od ciebie wzroku.

      – Daniela tam nie będzie – powiedziała Lisanne smutnym głosem.

      – Co? Jak to nie, do cholery?!

      Lisanne wzruszyła ramionami, miała poczucie winy i wiedziała, że Kirsty nie może poznać powodów nieobecności Daniela. Ponownie pomyślała o cenie, jaką musi płacić za to, że wszyscy mają go za palanta.

      – Yyy, z tego, co wiem, jest zajęty – odparła nieprzekonująco.

      Kirsty wymamrotała coś gniewnie pod nosem i rzuciła współlokatorce parę sięgających kolan kozaków. Lisanne tym razem nawet nie próbowała oponować, zastanawiała się tylko, czy na trzynastocentymetrowych szpilkach człowiek nie dostaje lęku wysokości.

      Usiadła na łóżku, głęboko oddychając i próbując choć trochę uspokoić rozkołatane nerwy, podczas gdy Kirsty wcisnęła się w czerwoną bluzkę na ramiączkach i z odkrytymi plecami oraz obcisłe dżinsy.

      Telefon zapikał i Lisanne szybko zerknęła do skrzynki odbiorczej, licząc, że to Daniel, ale spotkał ją zawód.

      Żałuję, że tego nie zobaczę. Połamania nóg! Rodney xx.

      Lisanne uśmiechnęła się do siebie uradowana, że przyjaciel z liceum nie zapomniał o jej wielkim wieczorze, i już miała odpisać, gdy nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi, a jej serce gwałtownie zabiło.

      – Hej, boskie dziewczyny! – przywitał się Vin z zaskoczoną miną.

      Porwał Kirsty w objęcia, ale usłyszał natychmiast:

      – Nie rozmaż mi szminki!

      Zaśmiał się.

      – Dobrze, dobrze! Nie chciałbym oberwać. Wyglądacie świetnie, drogie panie. Wasza karoca czeka u bramy.

      Kirsty podała mu ramię, z kolei on zaoferował drugie Lisanne.

      Wzięła go pod łokieć z wdzięcznością i obawiając się o swoje życie przy każdym kroku, pomaszerowała do samochodu.

      Na tylnej kanapie tłoczyli się Luke, CJ i Manek, trzej kumple Vina z drużyny. Lisanne nie miała innego wyjścia, jak tylko usiąść na kolanach Kirsty na fotelu pasażera.

      – Och, stary, zaraz ziści się jedna z moich największych fantazji – westchnął Luke na ten widok.

      – Z tego, co słyszałam, fantazje to jedyne, na co możesz liczyć – prychnęła w odpowiedzi Kirsty.

      Reszta chłopaków zaniosła się śmiechem, a i nawet Lisanne zdołała zmusić się do niewyraźnego uśmieszku. Czuła się fatalnie.

      Zaparkowali pół kwartału od klubu i cała świta odeskortowała Lisanne do tylnego wejścia.

      Niestety musieli po drodze minąć kolejkę czekających gości. Ktoś zawołał Kirsty i wszyscy się odwrócili.

      Shawna.

      Fuj.

      – Dzwoniłam do ciebie z tysiąc razy – rzuciła oskarżycielsko.

      – Ojej, musiałam przypadkowo wyciszyć komórkę – odparła pewnie Kirsty.

      Ale Shawna nie dała się tak łatwo zbyć i oplotła ramionami CJ’a, który rzucił zaskoczone, pytające spojrzenie Vinowi, ale się nie odezwał.

      – Ale super! – zawołała Kirsty, gdy bramkarz wprowadził ich do środka tylnymi drzwiami. – Jakbyśmy byli VIP-ami! Cóż, Lisanne, ty akurat jesteś dziś VIP-em. Do zobaczenia pod sceną, kochana. Rzuć ich na deski!

      Pocałowała Lisanne w policzek i wyszeptała jej do ucha:

      – Oddychaj głęboko, słodziaku. Wiesz, że jesteś wspaniała, teraz po prostu musisz pokazać to innym.

      Przytuliła ją raz jeszcze, po czym oddaliła się w kierunku głównej części klubu, gdzie, decybel po decybelu, narastał hałas i zgiełk.

      Na widok Roya Lisanne poczuła nieznaczną ulgę.

      – O ja cię, dziecinko! Aleś się wyszykowała! Wyglądasz zniewalająco. Jak się czujesz?

      – Jakbym miała zaraz zwymiotować – przyznała szczerze.

      – Gdzie tam, świetnie ci pójdzie. Wystarczy, że postawisz stopę na scenie.

      Daniel stał pod klubem, mocno zaciągając się papierosem.

      Obserwował przyjazd Lisanne z drugiej strony ulicy. Kiedy zobaczył jej ledwie zasłaniającą cokolwiek sukienkę i sięgające nieba szpilki, zarówno oczy, jak i mózg niemal wypadły mu z czaszki i spłynęły do przydrożnego rynsztoka. Musiał przyznać, że wygląda piekielnie seksownie. Niczym nie przypominała skromnej dziewczyny, z którą co tydzień spotykał się w bibliotece. Choć tamtą wersję także polubił.

      Nie spodobało mu się, że podała ręce dwójce osiłków. Nie potrafił również stwierdzić, z którym z nich przyszła, co wkurzało go do białości.

      Cisnął niedopałek na chodnik i zdeptał go obcasem. Frustracja ścisnęła mu pierś, pragnął wypluć z siebie potok gorzkich słów i kogoś porządnie zwymyślać.

      Zdarzały się takie dni, w których potrafił pogodzić się z losem. Trudno. Raz na wozie, raz pod wozem. Przychodziły dni, w których umiał powiedzieć „walić to, walić wszystkich i żyć własnym życiem”. Ale były i takie, w których miał ochotę krzyczeć, wyć i wrzeszczeć na niesprawiedliwość losu.

      Właśnie dziś taki nadszedł.

      Kiedy Lisanne poprosiła go, by przyszedł na koncert, poczuł, że zaraz zwariuje. Zapragnął uciec i gdzieś się schować. Musiał walczyć z całych sił, by ustać w bibliotece na prostych nogach i zamienić z nią tych kilka zdań. Nie miała zielonego pojęcia, o co go prosi. Jak mogła to zrobić?

      Tortury potrafią przybierać tak niewinne szaty.

      Powoli, opornie Daniel przedostał się na czoło kolejki, wymijając rozdrażnionych, zniecierpliwionych imprezowiczów. Bramkarz kazał mu wchodzić, gdy tylko go dostrzegł, i Daniel ruszył w stronę baru.

      Jeżeli miał przetrwać ten wieczór bez przywalenia w coś albo komuś pięścią, to musiał się napić.

      Kilka dziewczyn spoglądało na niego pożądliwie z drugiego końca baru, ale nie odwzajemnił ich zainteresowania.

      Zamówił burbona oraz lekkie piwo i wyczekiwał na zmianę atmosfery, która zasygnalizuje, że rozpoczęła się muzyka na żywo.

      Przedostał się na tył zatłoczonej sali i stanął na uboczu. Obserwował, ale nie włączył się w zabawę, patrzył, ale się nie angażował. Naprawdę kurewsko nie chciał dziś przychodzić, lecz nie potrafił się powstrzymać.

      Czuł, jak w całym klubie narasta poziom adrenaliny, jak atmosfera gęstnieje niczym dym. Wiedział, jak ona musi się teraz czuć: przygniatające napięcie, z którym można wygrać jedynie, pozwalając muzyce przelać się przez siebie, powierzając jej wszystkie nici ciała, aby utkała z nich ornament dźwięku.

      Widział, jak chwiejne nogi niosą ją na scenę, jak przerażone oczy zerkają nerwowo to w lewo, to w prawo, jak gdyby szukała jakiejś kryjówki. Złapała za mikrofon, jej pierś unosiła się i opadała w szybkim rytmie. Wiedział, że tłum jeszcze nie zaakceptował wystraszonej dziewczyny, która trzymała się mikrofonu, jak gdyby ten miał ocalić ją przed wściekłym motłochem.

      Ale w tym momencie ożyła gitara basowa, a chwilę później Daniel poczuł na całym ciele wibracje perkusji.

      Zaczęła śpiewać.

      I znowu oddychać.


Скачать книгу