Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
Daniel będzie miał używanie, jeżeli się spóźni.

      Biegła przez kampus, a torba boleśnie obijała jej biodro. Dziedziniec przed biblioteką wypełniali odpoczywający i cieszący się jesiennym zmierzchem ludzie.

      Wbiegła do środka i rozejrzała się po zajętych stolikach, poszukując jego charakterystycznych spiczastych czarnych włosów.

      I w końcu go wypatrzyła. Rozmawiał z tą rudą, która obłapiała go wtedy w klubie. Wgapiając się w piękną, zmysłowo krągłą dziewczynę, Lisanne poczuła, jak coś lodowatego wypełza jej z żołądka i rozchodzi się po całym ciele. Porównanie jej marnej sylwetki do ciała rudej wypadało przygnębiająco.

      – Na pewno potrafię wymyślić coś ciekawszego niż nauka – powiedziała figlarnie ruda, nachylając się tak, by Daniel mógł podziwiać jej imponujące atuty.

      – Jestem tu z kimś umówiony, żeby się pouczyć, Terri.

      – Napiszę ci zwolnienie. Przecież możesz się pouczyć później.

      Pochyliła się i chciała coś szepnąć mu do ucha, ale jej flirt nie przyniósł skutku, na który liczyła. Daniel odsunął się i spojrzał na nią chłodno.

      – Nie mam czasu, Terri – rzucił szorstko, po czym zauważył za jej plecami Lisanne.

      – Cześć – powiedziała cichutko. – Przepraszam za spóźnienie. Zajęcia się przedłużyły.

      Terri odwróciła się i zmierzyła ją wzrokiem. Na jej ślicznej buzi pojawił się szyderczy grymas.

      – Chyba żartujesz! Nauko-randka z molem książkowym? Zadzwoń, jak już całkiem cię wynudzi.

      Odeszła dumnym krokiem, zarzucając na ramię wspaniałą grzywę rudych włosów.

      Lisanne zapragnęła, żeby ktoś wykopał głęboką dziurę, do której mogłaby wejść. Potem mogliby ją zasypać i zasadzić na wierzchu jakieś roślinki. Może kilka kwiatków.

      – Nie przejmuj się nią, Lis. To zwykła zołza – rzekł spokojnie Daniel.

      Wypowiadając te słowa, zmiął w dłoni jakiś skrawek papieru. Lisanne miała nadzieję, że jest na nim numer telefonu Terri.

      – Nic się nie stało – odparła ze wzruszeniem ramion, choć czuła, jak zaciska się jej gardło.

      Prawdę powiedziawszy, przywykła, że dziewczyny pokroju Terri traktują ją z politowaniem. Co nie znaczy, że jej to nie kłuło.

      – A właśnie, że się stało! – powiedział, krzyżując ręce na piersi, przez co jego bicepsy gwałtownie urosły pod rękawkami t-shirtu.

      Lisanne oblizała wargi i w milczeniu gapiła się na jego mięśnie, ale po chwili przypomniała sobie, gdzie jest, i obróciła się, by wyjąć książki, notatnik oraz laptopa.

      – Tak więc – zaczęła, nie ośmielając się na niego spojrzeć – model zarządzania korporacyjnego a odpowiedzialność społeczna. Świetna zabawa.

      – Tak, i nie zapomnij o chipsach – zaśmiał się Daniel.

      Puścił jej oko, a ona poczuła, że napięcie powoli gdzieś znika.

      – Ależ jesteś niegrzeczny! – powiedziała, wywracając oczami.

      – Żebyś wiedziała, maleńka.

      Półtorej godziny później Lisanne zaczęła się bać, że jej głowa zaraz eksploduje. Choć Daniel jeszcze raz (i jeszcze raz) cierpliwie wytłumaczył jej teorię rynków gospodarki naturalnej oraz okazji rynkowych opartych na biedzie, wszystkie jego słowa i zdania zlewały się w jedną mętną i coraz mniej zrozumiałą papkę.

      – Wylecę z tych zajęć, nie ma innej opcji! – narzekała, wbijając długopis w notatnik tak mocno, że złamała końcówkę.

      – Wcale nie – powiedział Daniel spokojnie. – Nie dopuszczę do tego. Wszystko będzie dobrze, po prostu spadło na ciebie dużo nowego materiału naraz.

      Lisanne pokręciła głową.

      – Przypomina mi to jedno z tych durnych zadań matematycznych: trzy osoby jadą z prędkością 35 km/h w samochodzie przewożącym dziesięć litrów benzyny i konia ćwiczącego jogę. Jeżeli wpadną na samochód jadący 40 km/h z dwoma klaunami sączącymi colę, to która godzina będzie w Tokio? To nie ma żadnego sensu, a jedyna odpowiedź, do jakiej udało mi się dojść, brzmi: kogo to obchodzi!

      Daniel wybuchnął śmiechem.

      – Koń ćwiczący jogę? Czy dobrze wnioskuję, że potrzebujesz kawy?

      – Tak – jęknęła. – Potrzebuję kofeiny, najlepiej podanej dożylnie.

      Ponownie się zaśmiał.

      – To chyba znam właściwe miejsce.

      Zabrał się za zbieranie pustych paczek po chipsach, a Lisanne nadal ubolewała i ściskała głowę dłońmi na wypadek, gdyby rzeczywiście miała rozszczepić się na dwoje, a jej mózg rozlać na blat bibliotecznego stolika.

      Niespodziewanie poczuła na talii jego palce.

      – Chodź – powiedział wesoło – czas na dożylną porcję kawy.

      Wyszła za nim z biblioteki, wdzięczna za jego kofeinową interwencję i zdumiona jego dotykiem, odniosła bowiem wrażenie, że jego dłoń pali żywym ogniem. Boleśnie czuła na sobie niedowierzające spojrzenia, które towarzyszyły im podczas całej drogi przez kampus.

      Znowu.

      Jeżeli Daniel je zauważył, to nic nie dał po sobie znać.

      Jego motocykl, tak jak poprzednim razem, czekał na parkingu dla studentów.

      – Tęskniłaś za mną, dziecinko? – zwrócił się do maszyny delikatnym, pełnym miłości tonem.

      Lisanne nie zdołała powstrzymać śmiechu, widząc błogi wyraz na jego twarzy.

      – Naprawdę mówisz do motocykla?

      – Oczywiście! To przecież jedyna kobieta mojego życia, prawda, dziecinko?

      Czy to nieracjonalne, że Lisanne poczuła zazdrość o martwy przedmiot? W każdym razie miała ochotę przewrócić motocykl na ziemię i podeptać jego błyszczącą karoserię, chichocząc przy tym jak hiena.

      Daniel z lubością powiódł dłonią po wypolerowanym chromie i wyszczerzył zęby, widząc, jak Lisanne kręci głową z niedowierzaniem.

      – Cóż mogę powiedzieć? Jest piękna i nie pyskuje. No i nie wyżera mi wszystkich chipsów.

      – Wcale tego nie zrobiłam! – fuknęła Lisanne.

      Daniel obdarzył ją zawadiackim uśmiechem, po czym ponownie odwrócił się do maszyny.

      – Nie bądź zazdrosna, dziecinko. To tylko człowiek.

      – Jakiego typu to motocykl?

      Pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć w jej ignorancję.

      – Harley Davidson XLCH Sportster z 1969 roku – odparł. – Sam go odnowiłem. Tysiąc pojemności, V2, silnik czterosuwowy… Za dużo informacji naraz?

      Lisanne przytaknęła, wyglądała na rozbawioną. Przerzucił nogę przez siodełko i wyciągnął dłoń.

      – Chodź. Sirona nie lubi czekać.

      – Nadałeś jej imię?

      – Oczywiście, jest zbyt piękna, by pozostawać anonimową.

      Chłopcy i ich zabaweczki.

      – Czy ono cokolwiek znaczy?

      – Sirona to celtycka bogini zdrowia.

      Daniel


Скачать книгу