Dziewczyna, którą znał. Tracey Graves

Читать онлайн книгу.

Dziewczyna, którą znał - Tracey Graves


Скачать книгу
w której ucina się krótką pogawędkę z przeciwnikiem i zacząć grać, mogłabym zatracić się w rozgrywce, zapominając o wszystkim innym. Zniknęłyby mdłości i przestałabym czuć się tak, jakbym miała zaraz zwymiotować.

      – Pierwsza runda zaczyna się o dziesiątej. Eric ma arkusz z naszymi grupami, wie też z kim będziemy grać. Nie martw się, wszystko ci wyjaśnię.

      Jego słowa uspokoiły mnie. Skinęłam głową.

      – Dobrze.

      Przez następne pół godziny rozkręcaliśmy się, a Eric opowiadał nam wszystko, co wiedział o pozostałych drużynach. Mi prawdopodobnie przypadną trzy gry, w zależności od tego, czy wygram i przejdę do następnej rundy. Moją pierwszą przeciwniczką miała być dziewczyna z Missouri. Analizowałam jej statystyki, rozważając, jak powinnam zacząć.

      Chwilę przed dziesiątą weszliśmy do sali konferencyjnej i zajęliśmy miejsca przy planszach, obok których rozstawiono już plakietki z naszymi imionami.

      – Cześć – przywitała się moja przeciwniczka, ciemnowłosa dziewczyna o imieniu Daisy. Gdy wyciągnęła dłoń, uścisnęłam ją krótko i z powrotem skupiłam uwagę na planszy. Mój stres związany z pierwszą w życiu konkurencją wpłynął na mój pierwszy ruch i popełniłam błąd, wykonując dwa nieostrożne zagrania z rzędu. Jej pewność siebie wystarczyła, żebym uświadomiła sobie, że będzie groźnym przeciwnikiem. Właśnie takiej motywacji potrzebowałam, aby przegnać mdłości i włączyć tryb walki. Toczyłyśmy bitwę do samego końca, aż ostatecznie, za pomocą posunięcia, którego nie dostrzegła, zablokowałam jej króla.

      – Szach-mat.

      – To była dobra gra – powiedziała.

      W porównaniu z pierwszą, następna gra wydawała się łatwiejsza, chociaż spodziewałam się, że będzie wręcz przeciwnie. Może to kwestia szczęścia, ale z łatwością pokonałam kolejnego przeciwnika – wysokiego chłopaka z uniwersytetu w Iowa – choć zajęło mi to prawie dwie godziny.

      – Wow. Okej. – Tylko tyle powiedział, zanim odszedł.

      Kiedy usiadłam naprzeciwko mojego trzeciego i ostatniego przeciwnika, minęły cztery godziny, odkąd zaczęłam grać. To, w połączeniu ze wczesną pobudką oraz energią mentalną potrzebną do utrzymania poziomu gry, zaczęło dawać mi się we znaki. Gdy usiedliśmy, mój przeciwnik skupił się na planszy. Nie patrzyliśmy na siebie ani nic nie mówiliśmy. Nasz pojedynek trwał długo i w miarę jak pozostali kończyli swoje tury, wokół nas zaczął gromadzić się tłum. To była naprawdę najtrudniejsza rozgrywka, w jakiej kiedykolwiek brałam udział. Pokonałam go tylko dlatego, że spartaczył swój ostatni ruch, więc mogłam to wykorzystać. Gdy w końcu udało mi się zablokować jego króla, czułam się wyczerpana, prawie bezwładna.

      – Szach-mat.

      Jonathan podszedł i położył dłonie na moich ramionach, ściskając delikatnie, gdy odetchnęłam z ulgą.

      Nasi koledzy z drużyny gromadzili się wokół nas, świętując swoje zwycięstwa oraz skarżąc się na porażki. Ociągaliśmy się przez chwilę, aż Eric zaproponował, żebyśmy poszli na kolację do pobliskiej restauracji. Cała drużyna zgodziła się z entuzjazmem.

      – Co ty na to, Anniko? – spytał Jonathan. – Jesteś głodna?

      – Tak – odpowiedziałam. Dochodziła osiemnasta i moi przeciwnicy prawdopodobnie słyszeli burczenie mojego brzucha w czasie gry. – Muszę jeszcze tylko iść do toalety, potem będę gotowa.

      Gdy myłam ręce, spojrzałam w lustro. Miałam zaróżowione policzki i jeszcze nigdy nie widziałam, by moje oczy tak lśniły. Może właśnie tak wygląda szczęście, pomyślałam, wychodząc z toalety, ale zanim jeszcze ruszyłam w kierunku czekającego na mnie Jonathana, szybko zsunęłam swoje buty i spakowałam do torby. Janice przekonała mnie, żebym zamiast swoich tenisówek, założyła jej baleriny. Były niewygodne, a pod długą spódnicą nikt nie zobaczy moich bosych stóp.

      Czekał na mnie przy drzwiach. Otworzył je przede mną i puścił przodem. Późnojesienna trawa była w dużej mierze zwiędnięta. Pod bosymi stopami jej delikatna, krucha struktura wydawała mi się niesamowita w dotyku, gdy szliśmy przez hotelową murawę w stronę auta Jonathana, aby dogonić resztę, która już zaczynała opuszczać parking. Miałam ochotę usiąść na trawie i zanurzyć w niej palce. Nigdy nie byłabym w stanie wyjaśnić, ile satysfakcji dałoby mi to, ani jak bardzo pomogłoby w rozładowaniu stresu po całym dniu zawodów w zatłoczonym pomieszczeniu.

      Jonathan włączył silnik, a potem wyjechał z parkingu.

      – Jak to możliwe, że od ponad trzech lat należysz do klubu szachowego, a tylko ja i Eric wiemy, jaka jesteś dobra? – spytał. Tylko siedmioro z nas wygrało dzisiaj wszystkie rozgrywki. Jonathan i ja należeliśmy do tej grupy.

      – Zwykle wracałam do domu, gdy Eric nie mógł ze mną grać.

      – Dlaczego?

      Jak miałam mu wyjaśnić, że dla pozostałych byłam niewidzialna? Wielu członków już dawno uznało mnie za nieśmiałą dziwaczkę i mieli rację. Dla większości z nich klub był miejscem spotkań towarzyskich, a szachy jedynie sposobem na umilenie czasu. Dla mnie stał się czymś o wiele ważniejszym. Koncentrując się na grze, zapominałam o chaosie oraz niepokoju, które kotłowały się nieustannie po mojej głowie.

      – Nie wiem. Po prostu.

      Kiedy zaparkował przed restauracją, weszliśmy, by dołączyć do pozostałych. Gdy czekaliśmy w kolejce, wsunęłam ręce do kieszeni spódnicy i poruszałam materiałem tam i z powrotem. Ten ruch mnie uspokajał, podobał mi się też wytwarzany w ten sposób odgłos.

      – Przepraszam, ale pani nie może tak wejść. – Usłyszałam głos. Nie byłam świadoma, że mówi do mnie, dopóki nie odezwał się Jonathan.

      – Annika, gdzie są twoje buty?

      Czułam się, jakbym mówiła zbyt głośno, będąc w hałaśliwym miejscu, gdy nagle hałas ustaje i wszyscy patrzą, by zobaczyć, kto tak krzyczy. Tylko że ja wcale nie krzyczałam. Stałam boso w kolejce do restauracji. Wszyscy patrzyli w dół na moje pomalowane na różowo paznokcie. Nie zrobiłam tego specjalnie, po prostu zapomniałam założyć butów przed wyjściem z auta.

      Gdy odwróciłam się w stronę wyjścia, czułam, jak moja twarz płonie. Wpadłam w panikę, gdy próbowałam ciągnąć drzwi, zamiast je pchnąć. Grzechotały, gdy nimi potrząsałam, a gdy wreszcie zrozumiałam, jak się je otwiera, wypadłam na zewnątrz, po czym pobiegłam na parking. Jonathan dogonił mnie, gdy szarpałam drzwi samochodu.

      – Poczekaj, są zablokowane. – Wsunął klucz i otworzył zamek. – Nie przejmuj się tym, po prostu załóż buty, wtedy będziemy mogli wrócić.

      Wgramoliłam się do środka, wycierając wierzchem dłoni spływające po policzkach łzy. Jonathan stał przy drzwiach, czekając cierpliwie.

      – Nie mogę tam wrócić.

      – Dlaczego?

      – Idź sam, ja tu poczekam.

      – Anniko, nic się nie stało.

      – Proszę, nie każ mi tam wracać – szlochałam.

      Położył dłonie na moich nogach. Jego dotyk przyniósł mi taką ulgę, jak jeszcze nigdy nic. Czułam się bezpieczna, jak gdyby przy nim nic złego nie mogło mnie spotkać.

      – Zostań tutaj. Zablokuj drzwi, a ja zaraz wrócę.

      Zamknęłam i zablokowałam drzwi, podczas gdy on wrócił do restauracji. Przez szybę widziałam, jak rozmawia z pozostałymi członkami drużyny, a potem idzie do lady. Pięć minut później wrócił do samochodu z białą papierową torbą.

      Wyciągnąwszy


Скачать книгу