Dziewczyna, którą znał. Tracey Graves

Читать онлайн книгу.

Dziewczyna, którą znał - Tracey Graves


Скачать книгу
– oznajmiłam.

      – Dlaczego więc zasugerowałaś lunch?

      – Po prostu chciałam zmienić temat.

      – Nie mogę uwierzyć, że się na to nabrałam. – Janice pokręciła głową.

***

      Klinika weterynaryjna Uniwersytetu Illinois przyjmowała rodzime dzikie zwierzęta, które potrzebowały opieki z powodu choroby, ran bądź osierocenia. Naszym celem było je wyleczyć i wypuścić z powrotem w dzicz. Sporą część wolontariuszy stanowili studenci weterynarii, ale było kilka osób – takich jak ja – których dozgonna miłość do zwierząt, a nie przyszły fach zaprowadziły do kliniki za budynkiem medycyny weterynaryjnej w południowej części kampusu. Miałam słabość do mniejszych zwierząt, ale czułam też wyjątkową więź z ptakami. Były majestatycznymi istotami i nic nie satysfakcjonowało mnie bardziej niż wypuszczenie jednego z nich i obserwowanie, jak wzlatuje wysoko w stronę nieba.

      Założyłam rękawiczki, po czym kołysałam w dłoniach małe zwierzątko. Wcześniej wspomniany opos, który, jak zdecydowałam, powinien zostać nazwany Charlie, miał przed sobą długą drogę, jednak zapewniając mu odpowiednią opiekę oraz troskę, dawaliśmy mu szansę na powrót do naturalnego środowiska.

      Do pokoju weszła Sue, studentka ostatniego roku, która była wolontariuszką w klinice niemal tak długo, jak ja. Czułam się z nią bardzo komfortowo.

      – Cześć, Annika. Och, spójrz na to maleństwo.

      – Czyż nie jest uroczy? Chcę go wziąć ze sobą do domu. Wiesz, że oposy wcale nie wiszą na swoich ogonach? Ludzie myślą, że tak właśnie robią, ale to nieprawda. Mają uszy jak Myszka Miki i pięćdziesiąt zębów, ale nie są groźne. – Pewnego dnia, gdy uczyłam się w bibliotece, moją uwagę zwróciła książka o oposach. Dowiedziałam się z niej wielu fascynujących rzeczy. Wymienianie wszystkich zajęło niemal dziesięć minut, ale podzieliłam się z Sue każdym szczegółem, ponieważ byłam pewna, że chce o tym wiedzieć.

      – Najwyraźniej jest w dobrych rękach. – Spojrzała na zegarek i ścisnęła moje ramię. – Muszę już lecieć. Zobaczymy się później, dobrze?

      – Dobrze.

      Przez resztę zmiany czyściłam klatki, pomagałam podawać leki i poświęcałam uwagę każdemu zwierzęciu, które tego potrzebowało. Zanim wyszłam po zakończonej pracy, wróciłam pożegnać się z Charliem. Myślałam o tym, jak będzie mi go brakować, gdy nadejdzie już czas rozstania. Przez moment zastanawiałam się, czy kiedykolwiek poczuję takie przywiązanie do jakiejś osoby, jakie czułam do zwierząt.

      I naszła mnie myśl o tym, jakie byłoby to bolesne, gdybym to ja musiała odejść.

      9

      Annika

CHICAGO Sierpień 2001

      – Idę zjeść lunch – mówi Audrey, moja współpracowniczka. Dzielimy razem małe biuro, w którym mieszczą się nasze biurka, komputery oraz kilka szafek na dokumenty. Parokrotnie zdarzyło się, że wchodziła do pomieszczenia i przyłapywała mnie na wpatrywaniu się w pustą przestrzeń.

      Żartowała, że powinnam przestać się ociągać, ale mówiąc to, nie brzmiała, jakby chciała mi dokuczyć. No i się nie ociągam. Patrząc w pustkę, oczyszczam umysł, dzięki czemu mogę poradzić sobie z każdym problemem, z którym się zmagam.

      – Dobrze – przytakuję, ponieważ Audrey nie cierpi, gdy ją lekceważę. Ja po prostu nie wiem, jakiej odpowiedzi ode mnie oczekuje. Kiedy każdego dnia wyciągam ze swojej torby kanapkę z masłem orzechowym, nie oznajmiam, że będę jadła lunch. To po prostu czas na lunch. Właśnie wtedy go jem.

      Gdy tylko Audrey wychodzi, wyciągam kartkę papieru z szuflady biurka. Zapisałam na niej wszystko to, co powiem Jonathanowi, kiedy do niego zadzwonię. Jedyne, co muszę zrobić, to głośno to przeczytać. Długo i intensywnie rozmyślałam nad tym, co powiedziała Tina. Chciałam dać Jonathanowi do zrozumienia, że wiem, przez co przechodził, i że pragnę spędzić z nim trochę więcej czasu. Jonathan tak wiele dla mnie znaczy i jednocześnie jest dla mnie przyjacielem, a tych nie mam zbyt wielu.

      Dosłownie chwilę przed sygnałem jego automatycznej sekretarki Audrey wraca do biura. Nie chcę, aby zobaczyła, że czytam z kartki, więc chowam ją pod biurko.

      – Hej, Jonathan. Tu Annika. Znowu. Po prostu, hmm… pomyślałam, że może chciałbyś się spotkać w niedzielę. – Zasycha mi w gardle i biorę szybki łyk wody, której strużka ścieka mi po podbródku. – Zapowiada się ładna pogoda, więc możemy wziąć ze sobą lunch i iść do parku. Jeżeli jesteś zajęty lub nie chcesz, to w porządku. Chcę, abyś wiedział, że rozumiem przez co przechodziłeś. Po prostu pomyślałam, że spytam. Okej, pa.

      Rozłączam się, biorę głęboki oddech.

      – Czy to był prywatny telefon? – pyta Audrey.

      – To nic takiego. – Potrzebuję minuty, by uspokoić oddech oraz adrenalinę krążącą w moich żyłach z powodu jednego głupiego telefonu.

      – Nie wyglądało jak „nic takiego”. Kim jest Jonathan?

      Nie odpowiadam jej. Pracuje tu trzy lata dłużej ode mnie i uważa, że posiada uprawnienia do poznania wszystkich aspektów mojego życia, nie tylko tych związanych z pracą.

      – Jest po prostu starym znajomym.

      Opiera się o krawędź mojego biurka.

      – Coś jak były chłopak?

      – Teraz mam przerwę na lunch. – Dlaczego nie powiedziałam tego wcześniej? Czy nie widzi kanapki na moim biurku?

      – O czym ty mówisz? – pyta wrednym tonem, tym samym, którego używa, kiedy uważa, że powiedziałam coś szczególnie dziwnego.

      – Chodziło mi o to… kiedy pierwszy raz weszłaś i spytałaś, czy to był prywatny telefon. Mam przerwę na lunch. – Zamykając oczy, pocieram skronie.

      – Źle się czujesz czy co? – pyta w taki sposób, jakbym była małym dzieckiem. Jej głos zawsze jest bardzo głośny, więc odbieram to tak, jakby na mnie krzyczała.

      – Po prostu zaczęła mnie boleć głowa.

      – Będziesz mogła zostać dzisiaj do końca? Nie jestem w stanie pracować za ciebie, tak jak musiałam, gdy nie było cię w zeszłym tygodniu. Tamtego wieczoru musiałam zostać do późna.

      – Przepraszam – bełkoczę.

      – Miałam naprawdę dużo dodatkowej pracy.

      – Nie ma potrzeby, byś pracowała za mnie. Wezmę coś na ból głowy. – Audrey gapi się na mnie, nie ruszając się z miejsca. Wysuwam szufladę i wytrząsam na dłoń kilka tabletek przeciwbólowych. Krztuszę się lekko, próbując je połknąć, ponieważ wzięłam zbyt mały łyk wody z butelki.

      Współpracowniczka wzdycha, sięgając do szuflady swojego biurka po krakersy.

      – Jestem pewna, że zupa już mi wystygła – mówi, ponownie opuszczając pomieszczenie i mimo że nie miałam na to wpływu, to czuję się, jakby to była moja wina.

      Kiedy Audrey wraca, prześlizguję się do pokoju wypoczynkowego, by przygotować sobie herbatę i zobaczyć się ze Stacy. Zawsze wita mnie uśmiechem, a jej głos jest bardzo kojący. Kiedy oparza sobie palec posiłkiem z mikrofali, mówię jej, że jest mi przykro, po czym lekko ją przytulam.

      – Och – mówi. – Cześć, Annika. Daj mi chwilkę, tylko to odłożę. – Kładzie jedzenie na ladzie. – Co się stało? – Jej głos, o ton wyższy, nie brzmi tak uspokajająco jak zazwyczaj.

      – Przykro mi, że oparzyłaś sobie palec.

      – Zawsze


Скачать книгу