Dziewczyna, którą znał. Tracey Graves

Читать онлайн книгу.

Dziewczyna, którą znał - Tracey Graves


Скачать книгу
2001

      Kiedy jestem już w pobliżu kawiarni, widzę Annikę stojącą na chodniku. Czeka na mnie. Przenosi ciężar ciała z boku na bok, bujając się na piętach. Na mój widok natychmiast przestaje to robić.

      – Dzień dobry – mówię.

      – Dzień dobry. – Sukienka na ramiączkach, którą ma na sobie, w odróżnieniu od ubrań, które nosiła kiedyś, przylega do jej ciała. Moje oczy przesuwają się po jej szczupłych ramionach do obojczyka.

      – Wejdziemy do środka?

      – Jasne. – Rusza w stronę drzwi, ale zamiera na widok tłumu ludzi znajdującego się wewnątrz ciasnego pomieszczenia. Annika wybrała miejsce, ale to ja podałem godzinę. Może ona wolałaby spotkać się wcześniej lub później, by uniknąć tłoku.

      O ile dobrze pamiętam, ta kawiarnia miała duży ogródek na zewnątrz, więc może jeszcze nie wszystko stracone. Podświadomie wyciągam rękę, by położyć ją na plecach Anniki i w ten sposób pokierować, ale w ostatniej chwili się powstrzymuję. Kiedyś byłem jedyną osobą, której dotyk tolerowała. Z czasem nawet pokochała otaczające ją ramiona, a moje ciało stało się dla niej osobistym kocem bezpieczeństwa.

      Od tego czasu minęło jednak wiele lat.

      Powoli podchodzimy do kontuaru i składamy zamówienie. W czasach college’u Annika zamówiłaby sok, ale dzisiaj oboje decydujemy się na mrożoną kawę.

      – Jadłaś już śniadanie? – pytam, wskazując na witrynę pełną wyrobów cukierniczych.

      – Nie, to znaczy, nie wiedziałam, czy ty już będziesz po śniadaniu, więc zjadłam tylko trochę. Nie można tego zaliczyć jako pełnoprawnego posiłku, ale na razie nie jestem głodna.

      Gdy słowa przestają wypływać z jej ust, spogląda na własne buty, potem gdzieś ponad moim ramieniem, na baristę… Wszędzie, tylko nie na mnie. Nie przeszkadza mi to. Dziwactwa Anniki są dla mnie jak wsuwanie stóp w wygodną parę butów; trudno mi się do tego przyznać, nawet przed samym sobą, ale jej nerwowość zawsze sprawiała, że czułem się swobodnie.

      Próbuję zapłacić, ale ona mi nie pozwala.

      – Nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy usiedli na zewnątrz? – pyta.

      – Nie. – Siadamy przy stoliku w cieniu ogromnego parasola. – Świetnie wyglądasz, Anniko. Już dawno powinienem był ci to powiedzieć.

      Na jej twarzy pojawia się lekki rumieniec.

      – Dziękuję, ty również.

      Chłodny cień sprawia, że kolor na jej policzkach szybko znika. Kiedy podnoszę szklankę i wsuwam słomkę do ust, Annika uważnie śledzi ruch mojej lewej ręki. Dopiero po chwili dociera do mnie, że sprawdza, czy mam obrączkę.

      – Co tam u rodziny? – pytam.

      Widzę ulgę na jej twarzy, że poruszyłem taki neutralny temat.

      – Wszystko w porządku. Mój tata jest na emeryturze i wraz z mamą zaczęli podróżować. Will wciąż jest w Nowym Jorku. Widziałam się z nim kilka miesięcy temu, gdy poleciałam odwiedzić Janice. Ona z kolei mieszka wraz z mężem i sześciomiesięczną córeczką w Hoboken.

      – Wciąż masz z nią kontakt? – Janice zawsze była dla Anniki kimś więcej niż tylko współlokatorką, więc nie powinno mnie zaskoczyć to, że ich przyjaźń przetrwała tak długo.

      – Jest moją najlepszą przyjaciółką, chociaż teraz rzadko się widujemy. – Bierze łyk kawy. – A ty? Mieszkasz gdzieś tu niedaleko?

      – West Roosevelt.

      – Ja w South Wabash – mówi.

      Zaledwie dziesięć minut spacerkiem, tyle nas dzieliło.

      – Ciekawe, ile razy mijaliśmy się, nawet o tym nie wiedząc.

      – Też się nad tym zastanawiałam.

      – Nigdy nie posądzałbym cię o zostanie mieszczuchem.

      – To tylko dwadzieścia minut piechotą od mojej pracy. Gdy pada, wsiadam w tramwaj. Mam co prawda prawo jazdy, ale nie posiadam samochodu, bo tak naprawdę nie jest mi potrzebny.

      6

      Annika

UNIWERSYTET ILLINOIS URBANA-CHAMPAIGN 1991

      Tydzień po tym, jak ograłam Jonathana w szachy, Eric usiadł naprzeciwko mnie, kilka minut przed rozpoczęciem niedzielnego spotkania klubu. Tym samym przywrócił porządek, który zburzył w moim świecie.

      – Powiedz mi, że w tym roku zgodzisz się jechać na zawody – rzucił.

      – Wiesz, że nie.

      – Mogłabyś jechać, gdybyś tylko chciała.

      – Ale ja właśnie nie chcę. Nie lubię być z dala od domu.

      – Musiałabyś tam pojechać tylko kilka razy. Trzy, jeśli udałoby nam się dostać do Pan-Am. W październiku odbędzie się spotkanie praktyczne w St. Louis. Na to mogłabyś pójść. Wybadasz sytuację i wrócisz do domu.

      – Nie mam prawa jazdy.

      – Zabierz się z kimś innym.

      – Przemyślę to jeszcze.

      Skinął głową.

      – To dobrze. Myślę, że spodobałoby ci się tam.

      Byłam pewna, że wręcz przeciwnie. Natychmiast wyrzuciłam z głowy tę myśl.

      Studiowałam planszę, tworząc strategię i zastanawiając się, jak najlepiej zacząć, gdy nagle usłyszałam głos.

      – Nie masz nic przeciwko, jeśli znów zagram z Anniką? – Jonathan stał nad nami, spoglądając w dół. Dlaczego miałby chcieć ponownie ze mną zagrać? W tych kilku sytuacjach, kiedy Eric był nieobecny na spotkaniach klubu, pozostali członkowie raczej unikali gry ze mną i zazwyczaj kończyło się na tym, że wymykałam się i wracałam do domu.

      – Jasne, stary, nie ma problemu – powiedział Eric.

      Jonathan usiadł naprzeciwko mnie.

      – Nie masz nic przeciwko?

      Wytarłam dłonie o materiał dżinsów, starając się nie panikować.

      – Zawsze gram z Erikiem.

      – To twój chłopak?

      – Co? Nie, ja tylko… zawsze z nim gram.

      Eric tymczasem zajął już miejsce dwa stoliki dalej, naprzeciwko Drewa, studenta pierwszego roku.

      – Przepraszam, chcesz zatem, bym poprosił go, aby jednak zagrał z tobą? – zapytał Jonathan.

      To było dokładnie to, czego chciałam, ale jeszcze bardziej pragnęłam, byśmy oboje zaczęli grę i wreszcie skończyli tę gadaninę. Zrobiłam więc jedyną rzecz, która przyszła mi do głowy.

      Podniosłam białego pionka i wykonałam pierwszy ruch.

***

      Tym razem to on wygrał. Wykorzystałam każdą możliwą umiejętność i doświadczenie, jakie miałam, ale nawet to okazało się niewystarczające. Zasłużył na zwycięstwo.

      – Dziękuję – powiedział. – To była wspaniała gra. – Gwizdał, pakując swoje rzeczy.

      Nasza gra trwała tak długo, że wszyscy inni zdążyli już pójść na kolację. Kiedy sięgnęłam po plecak i odwróciłam się, by odejść, Jonathan chwycił swój, po czym ruszył u mojego boku. Miałam nadzieję, że po prostu oboje zmierzamy w tym samym kierunku, do głównego wyjścia, i że będzie to droga w ciszy, ale się myliłam.

      – Masz


Скачать книгу