Dziewczyna, którą znał. Tracey Graves

Читать онлайн книгу.

Dziewczyna, którą znał - Tracey Graves


Скачать книгу
sześćdziesiąt pięć, a jego nogi były znacznie dłuższe od moich. Musiałam iść szybko, aby dopasować się do jego tempa i odpowiadać na pytania, którymi mnie zarzucał, co wydawało się niesprawiedliwe, ponieważ tak naprawdę nie chciałam rozmawiać ani iść obok niego.

      – Zawsze chciałaś dołączyć do klubu szachowego?

      – Nie.

      O istnieniu klubu szachowego dowiedziałam się przez przypadek trzy tygodnie po tym, jak wprowadziłam się do akademika. Tamtego dnia zadzwoniłam do rodziców, by powiedzieć im, że rzucam szkołę i poprosić, by jak najszybciej mnie stąd zabrali. Przez ostatnie dwadzieścia dni obracałam się w paraliżującym wirze głośnych dźwięków, nieprzyjemnych zapachów, przytłaczających bodźców i mylących norm społecznych. Tego już było dla mnie po prostu za dużo. Rodzice zabrali mnie ze szkoły w połowie siódmej klasy i do matury uczyła mnie mama, więc ta nagła zmiana była dla mnie szczególnie wstrząsająca oraz dezorientująca. Janice Albright, gadatliwa brunetka z Altoona w stanie Iowa, którą uniwersytet losowo uczynił moją współlokatorką, zdawała się bez wysiłku funkcjonować w nawałnicy życia studenckiego, podczas gdy ja wciąż błąkałam się po labiryncie, wybierając złe ścieżki i zawracając. Chodziłam za nią krok w krok. Byłam niczym smuga dymu, którego nigdy nie mogła się całkowicie pozbyć. Podążałam za Janice na wykłady, do biblioteki oraz jadalni.

      Tej szczególnej niedzieli, niedługo po tym, jak skończyłam płakać, rozmawiając z rodzicami, Janice wróciła wraz z dwiema koleżankami. Jedna z nich usiadła z Janice na jej łóżku, a druga przycupnęła na końcu mojego. Ja siedziałam ze skrzyżowanymi nogami u szczytu łóżka, ale gdy przyszły dziewczyny, schowałam się pod kołdrę z książką i latarką, której używałam jeszcze w dzieciństwie, gdy rodzice kazali mi iść spać. To był wrzesień. Nasze pozbawione klimatyzacji mieszkanie zmieniło się w saunę. Pod kołdrą powietrze było gorące i duszne, niemal nie do wytrzymania.

      – To, że jesteś ładna, nie oznacza, że możesz zachowywać się jak dziwak – powiedziała jedna z dziewczyn. Zamarłam, mając nadzieję, że nie mówiła tego do mnie, chociaż z drugiej strony od razu wiedziałam, że nie ma innej opcji. Już wiele razy słyszałam podobne twierdzenie, gdy robiłam coś, co ludzie uznawali za dziwne albo nietypowe. Ale ona jest taka śliczna, zachwycali się, jakby to, co robię, wykluczało się z tym, jak wyglądam.

      Jestem śliczna. Wiem o tym z dwóch powodów: po pierwsze, ludzie powtarzają mi to przez całe życie, a po drugie, mam lustro. Czasem zastanawiam się, czy ludzie traktowaliby mnie gorzej, gdybym była brzydka. Nigdy jednak nie myślę o tym zbyt długo, bo odpowiedź wydaje mi się oczywista.

      – Bądź miła – warknęła Janice.

      – Co? – Zdziwiła się tamta. – To już jest dziwne.

      Chociaż Janice przez te trzy tygodnie rzadko się do mnie odzywała, zawsze była miła. Raz w drugim tygodniu mojego pobytu w akademiku, kiedy zapas czystych ubrań gwałtownie się skurczył, pokazała mi, gdzie znajduje się pralnia i jak z niej korzystać. W milczeniu stałyśmy obok siebie i składałyśmy czyste ubrania, wkładając je do kosza, który potem ona zaniosła z powrotem do naszego pokoju.

      Nagle znów ogarnęło mnie przerażenie, którego nie odczuwałam od lat. Chciałam tylko, żeby ludzie zostawili mnie w spokoju. Drżałam, czując, jak moje oczy wypełniają się łzami. Spływające kropelki potu powodowały swędzenie skóry przy linii włosów, a powietrze pod kołdrą stało się nie do zniesienia. Nie mogłam teraz pokazać swojej twarzy.

      – Może jednak idźcie beze mnie – stwierdziła Janice. – Mam trochę nauki.

      – Jezu, dali ciała, przydzielając ci taką współlokatorkę – powiedziała jedna z dziewczyn.

      – Zapomnij o niej – poradziła druga. – To nie twój problem.

      – Nie mam nic przeciwko temu, żeby się nią zajmować. Poza tym byłoby to jak kopnięcie szczeniaka – szepnęła Janice, ale słyszałam wszystko.

      Cichy dźwięk zamykanych drzwi powiedział mi, że już wyszły. Zrzuciwszy kołdrę, wzięłam głęboki oddech, wdychając chłodniejsze powietrze.

      – Jak ktoś mógłby kiedykolwiek kopnąć szczeniaka?

      – Nie mógłby.

      – Więc dlaczego tak mówiłaś?

      – To tylko takie wyrażenie.

      Wytarłam policzki wierzchem dłoni. Im bardziej starałam się powstrzymać płynące z moich oczu łzy, tym więcej ich się zbierało. Siedziałam z Janice w ciszy, a jedynym dźwiękiem było moje pociąganie nosem, gdy próbowałam się uspokoić. Dzwonek uchronił mnie przed dalszym upokorzeniem. Janice wstała, by odebrać telefon.

      – Hej, tak, tu Janice. – Usłyszałam, jak mówi, a potem rozciągnęła kabel, by móc wyjść z telefonem na korytarz i porozmawiać na osobności. Wróciła po pięciu minutach, odłożyła słuchawkę, a następnie przysiadła na skraju mojego łóżka.

      – Czasami brakuje mi mojego starego pokoju. Mam sześciu braci, ale wszyscy już się wyprowadzili. Pamiętam jednak, jak to było, gdy wszyscy mieszkaliśmy razem. Doprowadzali mnie do obłędu. Trudno jest nie mieć własnej przestrzeni, w której można być samemu – oznajmiła.

      Nie wypowiedziałam ani słowa, a jednak Janice jakoś zdawała się dokładnie wiedzieć, co myślę i jak się czuję. Jak ona to robiła?

      – Jest tak gorąco. Pomyślałam, aby wyskoczyć do stołówki na lemoniadę. Może chciałabyś pójść razem ze mną?

      Nie chciałam. Rodzice obiecali, że przyjadą następnego dnia rano, by zabrać mnie z tego koszmaru. Najchętniej wczołgałabym się z powrotem pod kołdrę i odliczała czas. Jednak jakaś część mnie rozumiała, że ona robi to dla mnie.

      – Okej – powiedziałam.

      Gdy szłyśmy do stołówki, Janice wskazała na budynek kliniki weterynaryjnej.

      – Słyszałam, że szukają wolontariuszy. Powinnaś pójść z nimi pogadać. Prawdopodobnie będą chcieli kogoś, kto jest miły dla zwierząt.

      Skinęłam głową, ale nie miałam odwagi powiedzieć jej, że już jutro mnie tu nie będzie.

      Gdy stałyśmy w kolejce, by zamówić lemoniadę, dostrzegłam plansze do gry w szachy. Było ich co najmniej piętnaście, rozłożone na pobliskich stolikach, z rozstawionymi pionkami, gotowe do gry. Przy nich siedzieli studenci, śmiejąc się i rozmawiając.

      Musiałam się intensywnie wpatrywać, bo po chwili usłyszałam pytanie Janice.

      – Grasz?

      – Tak.

      – Chodź, sprawdzimy to.

      – Nie chcę.

      – No dalej.

      Wzięłam swoją lemoniadę, po czym podążyłam za Janice do starszego studenta stojącego obok jednej z plansz.

      – Co tutaj macie? Moja koleżanka gra w szachy i jest zainteresowana.

      – Tutaj spotyka się klub szachowy – wyjaśnił, spoglądając na mnie. – Jestem Rob. Spotykamy się w każdą niedzielę od osiemnastej do dwudziestej. Jak się nazywasz?

      Janice szturchnęła mnie.

      – Annika – powiedziałam.

      Odwrócił się do chłopaka po swojej prawej.

      – Poznaj Erica. On też jest tu nowy. Jeśli zostaniesz, będziemy mieli liczbę parzystą i każdy będzie mógł zagrać.

      – Spodoba jej się to – stwierdziła Janice.

      Patrzyłam w dal. Janice przesunęła się


Скачать книгу