Chamo sapiens. Jacek Fedorowicz

Читать онлайн книгу.

Chamo sapiens - Jacek Fedorowicz


Скачать книгу
ekspresji, a w „Wodzireju” – przewidywałem to – po aksamitnym wstępie i olśniewającej elegancji gestu trzeba będzie wypuścić z siebie na koniec kaskadę chamskiego wrzasku, zakończonego tępym zupactwem. Co zresztą było z reguły przyjmowane – to charakterystyczne dla tamtych czasów – jak aluzja polityczna. Ale to inny temat. Pewnego razu przemogłem obawy i wykrzyczałem „Wodzireja” ze sceny kabaretowej. Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Od tej chwili wykonywałem mego nowego pewniaka przy każdej okazji. Aż tu pewnego razu…

F 59

      Pewniak zawiódł. A nawet powiem, że do jakiegoś stopnia mnie skompromitował. Wykonując go dziesiątki razy, zapomniałem, co jest istotą tego tekstu, iluzja mianowicie, że tłum tancerzy kotłuje się na parkiecie, podczas gdy naprawdę publiczność siedzi grzecznie wciśnięta w rzędy krzeseł. Może mieć zresztą nie krzesła, ale fotele kinowe, restauracyjne stoliki mogą tam być, publiczność w trakcie tego monologu nie może mieć tylko jednego, nie może mieć do dyspozycji dancingowego parkietu! Raz miała. Zgodziłem się jak idiota na występ w sanatorium, w sali z wydzielonym parkietem, dookoła którego rozsiadła się publiczność zdecydowanie sanatoryjna, i na pierwsze słowa wodzireja, podparte dźwiękami muzyki, skwapliwe ruszyła w tany. Iluzja padła trupem, cały numer zrobił się tak bezsensowny, że już nie pamiętam, jak z tego wybrnąłem i czy w ogóle. Pewnie nie, bo dobrotliwa natura wymazała mi ciąg dalszy z pamięci.

      x x x

      Tak już pomieszałem tematy i chronologię, że do kompletu przeskoczę teraz w wiek XXI i zrobię dygresję polityczną. Bo do tego też musiałbym kiedyś dojść, ale nie chcę serwować takiego tematu w masie. Nie do wytrzymania by było. Dygresja tycząca polityki, polityków oraz rejonów zbliżonych będzie może miejscami podobnie nieaktualna, jak ten syntetyczny dyrektor z abstrakcyjnym kopytem w „Nauce satyry”, ale mam nadzieję, że nie aż tak.

      Do tych dygresji będę jeszcze wracał, z tym, że – na wszelki wypadek – z zaskoczenia.

F 60rozdział 9

      Najważniejszym wydarzeniem ostatniego tygodnia była dramatyczna walka na raporty, stoczona w sejmie przez grupę, której nie ma, czyli grupę trzymającą władzę, oraz Anitę Błochowiak. Nie było chyba walki tak zażartej od czasu, gdy Pan Bóg stworzył Anitę z ziobra Adama. Michnika oczywiście. Chytry plan marszałka Oleksego przewidywał wszystkie warianty odrzucania niesłusznych raportów: gdyby nie wyszło głosowanie alfabetyczne, miało nastąpić głosowanie według wzrostu autorów raportów, potem głosowanie na parzyste i nieparzyste strony raportów na zmianę, wszystko przewidział marszałek Oleksy, jednego tylko nie przewidział, że mianowicie na sali sejmowej zdarzy się normalny, zwyczajny cud. Sejm przyjął raport posła Ziobry, czyli taki, którego nawet Jan Rokita bał się przeczytać. Mechanizm cudu bada w tej chwili specjalna komisja Episkopatu. Zastanawia się, w kogo konkretnie wstąpił duch święty. Z kręgów zbliżonych do „Tygodnika Powszechnego” płyną sugestie, że wbrew pozorom nie w Giertycha wstąpił, bo tam to by się jednak trochę brzydził.

      Przepychanki sejmowe na chwilę odwróciły naszą uwagę od znacznie ważniejszego faktu, że mianowicie od miesiąca graniczymy ze Szwajcarią, Norwegią, Chorwacją, a podobno nawet Gibraltar jest nasz. Szkoda, że o tym zapominamy, bo powinniśmy jednak przyglądać się nowym sąsiadom uważnie, by wiedzieć zawczasu, jak reagować w wypadku całkiem możliwej już niedługo fali gastarbeiterów z Genewy czy Oslo, którzy mogliby destabilizować polski rynek pracy, wypierając z niego naszych Ukraińców.

      1 maja bardzo uroczyście odbyło się w Warszawie przyłączanie do Polski Berlina, Paryża, Londynu i innych stolic, dotychczas europejskich, a od 1 maja europejskich, ale z pewną nutką tego, co niesie ze sobą – jak powiedziałby poeta – rozległa kraina na wschód od Konina. Państwo może tego nie pochwalą, ale w mojej rodzinie i wśród znajomych w dawnych latach było tak, że jak wracaliśmy z Zachodu samochodem, to mijając Konin, ktoś zawsze mówił: „No, wjeżdżamy do Azji”.

      Nastrój oczekiwania na historyczny pierwszy dzień maja trochę przypominał ten, którym ogarnięta była Europa 12 lat temu. Ostatnie Odziały Armii Czerwonej opuszczały wówczas Legnicę, unosząc ze sobą ostatnie okna z futrynami, ostatnie kostki brukowe, płyty chodnikowe i popiersia Lenina, nie wiedząc zresztą, że w Moskwie myśli się już po kapitalistycznemu nad usunięciem mumii wodza rewolucji z mauzoleum. Powstał podobno pomysł sprzedaży mumii za dolary. Pamiętam, zastanawiałem się wówczas, czy będą Lenina sprzedawali w całości, czy – jak mur berliński – podzielonego na porcje. Zarobek mógłby być większy, gdyby sprzedawać Lenina partiami. Przy okazji nowego sensu nabrałoby określenie „partia Lenina”. Więc w owym czasie, 12 lat temu, Europa Zachodnia podjęła przełomową decyzję o zniesieniu wiz dla Polaków i właśnie zbliżała się godzina zero. Europa kuliła się w oczekiwaniu, przeświadczona, że tam za Odrą 40 milionów siedzi na walizkach. Europie się zdawało, że w porównaniu z nadciągającą watahą Polaków, najazd Hunów to była wycieczka emerytów. Granice otwarto, nic takiego się nie wydarzyło, Europa dla odmiany wpadła w zachwyt, o, jacy kulturalni ci Polacy, kto by pomyślał… w butach chodzą…

F 63

      Gdy zbliżało się zniesienie zakazu zatrudniania przybyszów z Rzeczypospolitej, nastrój w Europie Zachodniej pełen był radosnego oczekiwania. Z podobną radością czeka się na stado szarańczy, o którym się wie, że nie tylko wszystko zeżre, ale i zamieszka w kuchni na stałe. Szarańcza, owszem, ruszyła, ale powolutku, na razie tylko na Wyspy Brytyjskie, reszta Europy uważnie obserwuje, jaki będzie efekt angielsko-irlandzkiego eksperymentu: nauczą się Polacy angielskiego czy też Brytyjczycy będą musieli w końcu przejść na polski. We własnym interesie, żeby się dogadać ze sprzątaczką czy w sklepie, w hotelu, w taksówce, ale potem stopniowo u architekta, u lekarza, w banku czy wreszcie może w urzędach państwowych i w Buckingham Palace, gdy aktualnie panująca rodzina królewska postanowi zaaplikować sobie zastrzyk świeżej krwi. Zauważyłem, że Buckingham Palace coraz łakomiej patrzy na nasz Pałac Namiestnikowski i zasiedziałą w nim dynastię Kwaśniewskich.

F 64

      W ostatnich miesiącach, które poprzedzały wstąpienie Polski do Unii, prasa krajowa dyskutowała zawzięcie o skutkach tego wstąpienia. Przede wszystkim zastanawiano się, co zdrożeje, i rzeczywiście, gdy tylko przepowiedziano, to to drożało natychmiast. Na wspaniały pomysł wpadły niektóre sklepy: kiedy pojawiło się w prasie przewidywanie, że po wstąpieniu może kiedyś tam, w perspektywie lat, zdrożeje cukier, w niektórych sklepach pojawiły się wielkie ogłoszenia: jednemu klientowi sprzedajemy jednorazowo tylko 10 kg cukru. Oczywiście natychmiast ludzie się rzucili, i dziś przeciętna polska rodzina ma zapas cukru na kilkanaście lat, co – jak obliczyli specjaliści – może, choć nie musi, dać oszczędności rzędu czterech złotych miesięcznie. Na pięcioosobową rodzinę. W tej sytuacji przedwczesne wydają się proroctwa niektórych publicystów, że Polska da Unii Europejskiej przede wszystkim wykształconą ludność.

      Zastanawiałem się, co dobrego Polska dać może Europie w skali masowej, i doszedłem do wniosku, że to, co zawsze. Polska ma pewne bogactwo naturalne, które stawia Polskę na niezagrożonym pierwszym miejscu na świecie. Są nim po prostu Polki.

      Polska ma największe na świecie zasoby surowca na najlepsze matki, babki, żony i kochanki. Mimo intensywnej eksploatacji, a czasem gospodarki rabunkowej wręcz, pokłady wydają się wciąż niewyczerpane. Lokalizacja złóż nie jest związana szczególnie z żadnym regionem. Poszukiwacze skarbów i w wiosce rybackiej, i w schronisku na Hali Gąsienicowej potrafią wykopać dorodne samorodki. Dodajmy na marginesie, że samo słowo „złoże” oddaje głęboko ukryty sens pierwotny w całej jego złożoności,


Скачать книгу