Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick

Читать онлайн книгу.

Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość - Jane Harvey-Berrick


Скачать книгу
czy zastanie go w domu.

      Lisanne. Może zadzwonić do Lis. Zawsze szybko odpisuje na SMS-y. Modlił się, żeby odebrała.

      Tyle, kurwa, dobrego, że nauczył się jej numeru na pamięć.

      Wybrał numer i policzył do dziesięciu do słuchawki, licząc, że Lisanne się połapie… że zorientuje się, że on nie ma pojęcia, czy ona w ogóle go słyszy, czy też nagrywa się na pocztę głosową albo… Boże, żeby tylko nie odrzuciła rozmowy. Trzymał się nadziei, że zechce go wysłuchać.

      – Lis, to ja Daniel. Wpadłem po uszy w gówno. Zatrzymali mnie za prędkość. Jestem na posterunku. Możesz przekazać wiadomość Zefowi, kochana? Jego numer to 912-5550195. Przepraszam, że się na ciebie wściekłem, maleńka. Kurewsko mi przykro.

      Odłożył słuchawkę, nie mając pojęcia, czy usłyszała choć słowo. Wiedział, że najrozsądniej byłoby poinformować Dickinsona, że nie słyszy, ale nie potrafił się zmusić, by dać skurczybykowi taką satysfakcję.

      Dickinson zasypywał go kolejnymi pytaniami, pomimo że nie doczekał się ani jednej odpowiedzi. Daniel zamknął oczy i skupił się na kontroli oddechu, chciał odegnać strach i napięcie.

      Detektyw w końcu dał za wygraną i zostawił Daniela samego w pokoju przesłuchań – żeby „sobie to wszystko przemyślał”.

      Zbliżała się pierwsza w nocy i pogodził się z myślą, że spędzi ją na posterunku. Bał się, że pomylił numer Lisanne, że wiadomość się nie nagrała albo że jej nie odsłuchała. Albo że jest zbyt wściekła za to, jak ją potraktował. Nie miał pojęcia.

      Niepokoił się tym przez całą noc. W pewnym momencie wypuścili go do toalety i zobaczył przez zakratowane okna, że przez bure niebo przebija się blade światło świtu, a brzask próbuje rozgonić ciemność.

      Dickinson wrócił kilka minut po siódmej rano. Chodził po pomieszczeniu wte i wewte, miotając kolejnymi pytaniami. Daniel przez większość czasu wpatrywał się w punkt na blacie stolika, ale raz za razem rzucał ukradkowe spojrzenie na pokój.

      Po kolejnej godzinie energii zabrakło nawet wściekłemu detektywowi, który z wyraźnym zmęczeniem potarł oczy.

      – No dobra. Możesz iść – burknął w końcu. – Jestem pewien, że wkrótce znowu się zobaczymy, braciszku. To tylko kwestia czasu, kiedy wejdziesz w rodzinny biznes, o ile już tego nie zrobiłeś.

      Daniel wstał i na chwiejnych nogach został wyprowadzony przez bacznie obserwującego go Dickinsona.

      Zabrał swoje rzeczy i ruszył do wyjścia z ulgą, że te dupki go nie aresztowały.

      Lisanne obudziło światło przeciskające się przez zasłony wiszące nad jej łóżkiem. Przewróciła się na drugi bok i sięgnęła po telefon.

      – Jasny gwint!

      Poderwała się, z drugiej strony pokoju dochodziły niewyraźne utyskiwania na wpół rozbudzonej Kirsty.

      – Kirsty! Wyłaź z wyrka! Wyciszyłam telefon, zaspałyśmy. Prawie wpół do dziewiątej!

      Lisanne pośpiesznie włożyła szlafrok, wzięła ręcznik oraz klapki i podreptała do łazienki.

      Z prysznica leciała zimniejsza niż zazwyczaj woda, drżała więc pod jej mizernym strumieniem. Jednak przynajmniej kąpiel porządnie ją rozbudziła.

      Natomiast Kirsty wróciła do krainy snu.

      – No już, leniu. Pobudka – zarządziła Lisanne, ściągając kołdrę ze współlokatorki.

      – Spadóóóówwaaaaa – wymamrotała nieprzytomna Kirsty.

      Lisanne tylko wzruszyła ramionami. Przechodziła ten rytuał każdego ranka. Gdyby nie ona, Kirsty ani razu nie stawiłaby się na porannych zajęciach.

      Wciągnęła dżinsy, włożyła koszulkę z długim rękawem i ponownie zerknęła na telefon. Miała nieodebrane połączenie z nieznanego numeru i nagranie na skrzynkę głosową.

      Gdy odsłuchiwała wiadomość, krew odpłynęła jej z twarzy. Ugięły się pod nią kolana i ciężko opadła na łóżko. Wiadomość od Daniela, z minionej nocy.

      Puściła ją jeszcze raz i zapisała numer Zefa, który odebrał dopiero przy czwartej próbie.

      Gdy usłyszał, kto i z czym dzwoni, nie był szczególnie szczęśliwy. Delikatnie rzecz ujmując. Zwłaszcza że Lisanne uparła się, że chce z nim jechać, i zagroziła, że jeżeli po nią nie przyjedzie, to uda się na posterunek sama.

      Zef był wściekły, kiedy w końcu dotarli na miejsce.

      – Zostań tu! – warknął na siedzącą sztywno obok niego Lisanne.

      „Wściekły” to w tym przypadku przypuszczalnie eufemizm roku. Gdy zobaczył Daniela wyprowadzanego przez funkcjonariusza policji, furia wylewała się z niego gorącymi falami, jego twarz pokryła krwista czerwień, a zęby zacisnęły się z maksymalną siłą.

      Daniel spojrzał na brata z wypisanym na obliczu poczuciem winy.

      – Jesteś jebanym kretynem? – syknął Zef. – Bo tak się, kurwa, zachowujesz! Paprzę się w tym całym gównie, żebyś ty mógł pozostać czysty, a ty odpierdalasz coś takiego!

      – Przepraszam, stary. Zgubiłem rozum.

      – Tyle to i ja, kurwa, wiem!

      Złapał Daniela za ramię i wywlekł na zewnątrz, z dala od oczu zaciekawionych glin. Popchnął go na mur i zacisnął dłonie wokół jego szyi.

      – Spadaj! – bronił się Daniel.

      – Dopiero jak natłukę ci do głowy trochę jebanego rozumu!

      Daniel mocno odepchnął brata, który cofnął się na kilka kroków, równocześnie robiąc zamach zaciśniętą pięścią. Trafiła Daniela w policzek, a ten, upadając, niefortunnie uderzył kolanem w chodnik.

      Jego ciało przeszył ból. Ucieszył się, że nie miał akurat języka między zębami, bo na pewno by go sobie odgryzł.

      Lisanne wyskoczyła z samochodu, gdy tylko zobaczyła, jak Zef popycha Daniela na mur. Nie zdążyła zapobiec wybuchowi bójki, ale nie zamierzała patrzeć z boku, jak się biją. Wbiegła przed ciężko dyszącego Zefa i próbowała pomóc Danielowi.

      Gdy ten poczuł dotyk na ramieniu, automatycznie ją odepchnął.

      Lisanne próbowała go uspokoić.

      – To ja, Danielu. To ja.

      Podniósł wzrok i ujrzał jej przepełnioną troską twarz.

      – Laleczko! – wysapał, opierając głowę na jej barku i wtulając się w jej ciepło.

      – Kurwa, przepraszam, bracie! – powiedział Zef.

      Lisanne odwróciła się do niego gwałtownie.

      – Nie dotykaj go! Zostaw go!

      Pomogła Danielowi wstać, podtrzymując go za ramię, gdyż lekko się zatoczył.

      – Wsiadajcie do pieprzonego auta – rzucił sztywno Zef. – Pojedziemy po Sironę, o ile jeszcze tam jest.

      – Najpierw odwieź Lis – wymamrotał Daniel.

      Zef spojrzał na brata, jakby chciał na nowo rozpętać kłótnię, ale w porę ugryzł się w język.

      Jechali w ciszy, obu braci nadal otaczała aura agresywności. Lisanne widziała, że Zef co rusz zerka w tylne lusterko, miał mroczne, zacięte oblicze. Daniel siedział obok niej z zamkniętymi oczami, na policzku kwitł mu czerwony siniak.

      Gdy podjechali pod akademik, Lisanne delikatnie pogładziła go po twarzy, żeby na nią spojrzał.

      – Jesteśmy –


Скачать книгу