Rozeznanie duchów. Jacek Radzymiński

Читать онлайн книгу.

Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński


Скачать книгу
przerwy B. miała dyżur, padał blady strach na wszystkich palących po toaletach uczniów. Tego dnia ze schodów schodziła spora grupa, więc Klaudia przycisnęła się bardziej do ściany, lecz jej wypchana torba nie była w stanie tego zrobić. Jeden z chłopaków przypadkiem zahaczył o nią nogą. Z torby wypadła butelka soku pomidorowego. Przetoczyła się pod nogami drugiego, który, już prawie na pewno świadomie, ją kopnął. Butelka uderzyła o ścianę i mimo niewielkiej, wydawałoby się siły, rozprysła się, zalewając wszystko ciemną cieczą.

      Od razu powstało zamieszanie, w którego centrum była Klaudia. Pobiegła szybko do łazienki po ręczniki i zaczęła robić porządki. Sok nie chciał schodzić z podłogi, cienkie ręczniki błyskawicznie zamieniały się w klejącą breję. Na domiar złego, obok przechodziła B.

      – No i coś ty narobiła? – warknęła. – Wycieraj – rozkazała absolutnie bez sensu, skoro już to robiła.

      Odeszła trochę dalej, aby spacyfikować obściskującą się parę. B. nie tolerowała, jak to nazywała, „mindolenia”. Klasa Klaudii tymczasem znalazła sobie kapitalną zabawę. Jedna z dziewczyn z klasy stanęła nad nią i z udaną troską spytała, co się stało. Kiedy postanowiła to zignorować, zadawała kolejne pytania, niepokojąc się, czy ją dobrze słyszy. W końcu odpowiedziała:

      – Rozlałam sok.

      Odpowiedź wydała się wszystkim bardzo zabawna, więc zaraz znalazła się kolejna osoba, która to podchwyciła. Również kilka przechodzących osób z innych klas zupełnie serio pytało, co się stało, więc zmuszała się, aby podnieść głowę – najchętniej nie odrywałaby oczu od posadzki – i odpowiedzieć.

      Po jednej z takich odpowiedzi podeszła szybkim krokiem B., widocznie obserwująca jej wysiłki, prawie krzycząc:

      – Mówisz to piątej osobie! Musisz coś rozlać, żeby zwrócić na siebie uwagę?

      Dziewczyny rozchichotały się na dobre. B. omiotła je zimnym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała.

      – Przed końcem przerwy tej plamy ma nie być – powiedziała kategorycznie i ruszyła w stronę łazienki, zapewne po to, aby wyrzucić z niej wszystkich palaczy.

      Klaudia szorowała zawzięcie podłogę, ale gęsty sok wcale nie chciał z niej schodzić. Skoro B. zniknęła na dobre, niepowstrzymywana reszta klasy kibicowała jej złośliwie.

      – Tu ci jeszcze zostało – wskazała palcem jedna z tych najbardziej popularnych dziewczyn, zbierając uznanie zwłaszcza chłopaków.

      – Większe koła rób tą szmatą.

      – No wycieraj, wycieraj.

      – Twoja matka tak pracuje, nie?

      Ktoś niby przypadkiem wrzucił w sam środek plamy opakowanie po batoniku.

      – Podniesiesz? I tak klęczysz…

      – Ćwicz, Klaudia, ćwicz. Przyda ci się.

      – Uwaga! B. wraca – nastraszył jeden z chłopaków, powodując ogólną salwę śmiechu.

      Całej scenie z rosnącym niesmakiem przypatrywał się Wojtek, który siedział na parapecie przy schodach. W tym roku szkolnym miał pisać maturę, w ubiegłym roku nawet wykazywał spore zainteresowanie Klaudią, ale nie zdzierżył sprzecznych sygnałów i w końcu sobie odpuścił. Ile można było wytrzymać odwoływanych w ostatniej chwili spotkań, rwących się rozmów na Facebooku i udawania, że nie widzi go na korytarzu? Zakwalifikował ją w końcu do kategorii „głupich gówniar nietraktujących go poważnie”. To, co się działo na jego oczach, początkowo w jakiś sposób go satysfakcjonowało, bo potwierdzało jego nie najlepszą opinię o Klaudii, jako osobie niesamodzielnej i ślamazarnej, ale szybko zawstydził się tych emocji. Podszedł i stanął między nią a resztą klasy.

      – Hej, mogę mieć do was prośbę? – spytał niedbale, ale głośno. – Odpierdolcie się od niej.

      Jeden z bardziej pyskatych chyba chciał mu coś odszczeknąć, ale po chwili mierzenia się wzrokiem zrezygnował. Uśmiechy spełzły z kilku najbliższych twarzy. Zabawa została popsuta, więc tylko rzucili kilka pogardliwych spojrzeń i zajęli się sobą. Śmieszek coś cicho powiedział, widocznie na temat Wojtka, bo grupka się rozchichotała. „Ścierwa. Starczy głośniej krzyknąć, a już kładą uszy po sobie. Ale do drobnego kurewstwa pierwsi”. Wojtek skrzywił się. Wyciągnął z kieszeni parę chusteczek i ukucnął, aby pomóc Klaudii, a chociaż był to gest bardziej symboliczny niż praktyczny, Klaudia poczuła wdzięczność.

      – Dzięki – szepnęła.

      – Nie ma za co – mruknął.

      Tuż przed przerwą wróciła B., ale czerwona plama dalej uporczywie nie imała się szmaty. Widząc Klaudię i Wojtka, pokręciła głową z dezaprobatą.

      – O, widzę, że kolegę do pomocy zatrudniłaś? Nawet nie potrafisz po sobie posprzątać?

      Mówiła chyba specjalnie głośno, ogniskując znowu uwagę całego korytarza. Klaudia zacisnęła szczęki, a Wojtek wstał, prostując się na całą swoją wysokość. Był od B. wyższy o prawie dwie głowy.

      – Wybaczy pani profesor, ale to była moja wina – powiedział bardzo uprzejmie.

      Spojrzała na niego świdrująco.

      – Widzi pani profesor, to był mój sok – skłamał gładko. – Nie wiedziała, że włożyłem go jej do torby. Dlatego jej wypadł.

      B. skrzywiła się z niesmakiem.

      – Nie możecie choć raz pomyśleć, zanim coś zrobicie?

      Wojtek nie odpowiedział na to pytanie. Spytał natomiast:

      – Mogę iść do pani woźnej po mopa?

      – No idź, chłopaku, tylko szybko! Przecież ktoś się może o to poślizgnąć!

      Kiedy wracał z mopem, zadzwonił dzwonek. Uczniowie powoli rozchodzili się do klas. W końcu zostali we trójkę: ona, on i popiersie Sierakowskiego.

      – Nie musiałeś tego robić – powiedziała niepewnie.

      Parsknął śmiechem.

      – Daj spokój. Ja już nie mam geografii. Ty masz u niej wystarczająco przewalone.

      Wycisnął wodę z mopa. Odkąd jej pomógł, sok jakoś łatwiej schodził z podłogi. Spojrzał na nią i znowu parsknął śmiechem do własnych myśli.

      – Co? – spytała Klaudia, trochę dotknięta.

      – Nic. Sok pomidorowy. Kto by uwierzył, że piję takie rzeczy?

      – Ej, dobry jest – zaoponowała.

      W końcu skończyli. Odnieśli razem mopa do woźnej. Wracając, czuła, że ten dzień i tak nie może być gorszy, nieważne jaką usłyszy odpowiedź, więc Klaudia w końcu zebrała się na odwagę.

      – Hm… Kiedyś proponowałeś mi kino – wypaliła. Zatrzymał się i spojrzał na nią ostro.

      – No i?

      Zmieszała się tak beznadziejnie, że aż zrobiło mu się jej żal.

      – Dobra, odezwę się do ciebie. Na razie. Spróbuj niczego nie rozbić w drodze do klasy – rzucił za nią, raczej z przekorą niż złośliwością. „Co za dzieciak” – pomyślał.

* * *

      Wysłuchała od Izy opowieści o tym, że Wojtek zachował się w stylu rycerza w lśniącej zbroi. O Wojtku słyszała już parę razy, bo Iza nie potrafiła odpuścić tematu. Strasznie ją bolało, że jej młodsza siostra w tym wieku jeszcze nigdy nie miała chłopaka, a wizja, że Klaudia mogła zachować dziewictwo do osiemnastki,


Скачать книгу