Rozeznanie duchów. Jacek Radzymiński

Читать онлайн книгу.

Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński


Скачать книгу
ale możliwe, że oni woleli nie ryzykować. Wiedziała, gdzie Wojtek mieszka. Iza już w zeszłym roku musiała się oczywiście dowiedzieć, gdzie mieszkał „chłopak in spe” jej młodszej siostry i wyciągnęła ją, aby go „oblukać”.

      Postanowiła obserwować go przez kilka dni, być świadkiem dalszego ciągu zdarzeń.

      Iza zaraz musiała gdzieś wybiec – zawsze gdzieś biegła – więc została sama. Na piątym roku miała na uczelni bardzo niewiele zajęć. Trochę pisała swoją pracę magisterską, miała trzy osoby na korepetycjach z rosyjskiego za pieniądze, czwartą, Klaudię, uczyła za darmo, chociaż monitorowanie jej stanu raczej nie można było nazwać altruistycznym. Karol zapewniał jej utrzymanie, wyrabiając półtora etatu, ale zaharowywanie się wyraźnie przynosiło mu satysfakcję. Dobrze, niech popracuje.

      Zamówiła kolejną herbatę i pochyliła się nad notatkami. Był to jeden z tych nielicznych dni, kiedy w dość zatłoczonej modnej kawiarni pracowało się jej lepiej niż w jakimś cichym, kameralnym lokalu.

      Wzór stał się teraz dosyć czytelny, ale śledztwo trwało długo, zanim mogła dojść do takich wniosków. Wśród licealistów wzrastała liczba samobójstw, ale raczej nie odbiegało to od ogólnej tendencji w Polsce, gdzie coraz więcej młodych ludzi kończyło z własnej ręki przygodę po tej stronie wieczności. W dobrych liceach liczba ta była nieznacznie większa, ale też można było to jakoś racjonalnie wytłumaczyć większym stresem i oczekiwaniami, poza tym większe miasta to mniejsze oddziaływanie tradycji katolickiej, bardzo niechętnie nastawionej do odbierania sobie życia.

      „Sierak” był w swojej kategorii ewenementem. Nie było roku, żeby nie zabił się albo uczeń, albo absolwent. Najmłodszy samobójca miał piętnaście lat – młody „geniusz”, którego rodzice posłali do szkoły przed czasem; najstarszy – dwadzieścia siedem. Przez to, że część samobójców już szkołę ukończyła, nikt, poza szczególnie szukającymi informacji, nie łączył tych zgonów ze szkołą.

      Znany jest w psychologii termin „fali samobójstw”. Po samobójczej śmierci Kurta Cobaina czy Marylin Monroe, a nawet po wydaniu „Cierpień młodego Wertera” na odebranie sobie życia decydowało się nieproporcjonalnie dużo ludzi. Zostali zainspirowani. Również po nagłaśnianiu w mediach śmierci uczniów szkół w Polsce można zauważyć tę tendencję.

      Razem z Izą dotarła do kilkudziesięciu osób związanych z samobójcami. Każdy z rozmówców przyznawał, że po śmierci samobójcy przez długi czas niewiele im się w życiu udawało, byli zgnębieni i sami rozważali odebranie sobie życia. Ale coraz bardziej znaczące zjawisko „fali” występowało w nim nieodmiennie. Zawsze ktoś z tych bliskich również odbierał sobie życie, a okoliczności i nawet data tego drugiego samobójstwa przypominały pierwsze.

      Wypiła herbatę i zajęła się sprawą Elstery. Z „Sierakiem” nie była związana bezpośrednio, rodzice posłali ją do Szymanowa. Nie wyrobiła tam, strasznie się kłóciła z tamtejszymi siostrami, i w końcu skończyła u Zmartwychwstanek na Żoliborzu. Też nie było jej za wspaniale, ale przynajmniej już byli faceci, wracała po lekcjach do domu i nie zamykano jej w internacie. W „Sieraku” uczyła się za to jej przyjaciółka z dzieciństwa. Zabiła się, gdy była w drugiej klasie. Co było szczególnie przejmujące, dziewczyna pod koniec gimnazjum miała bardzo poważny wypadek, a Elstera robiła wtedy zbiórkę krwi dla niej. Karol, który ze starszymi braćmi Elstery należał już do wspólnoty, oddał krew i proponował, aby i ona oddała, zapominając, że z jej lekami zostałaby odrzucona z automatu. Zresztą bała się kłucia.

      Rodzice nie akceptowali systemu wartości Elstery. Sposób, w jaki starali się ją wychować, przyczynił się do spotęgowania poczucia wyobcowania wśród rówieśników. Jedyna dziewczyna w rodzinie z piątką czy szóstką dzieci, szybko skończyła jako niańka dla swoich młodszych braci. Robiła dobre wrażenie, mimo bardzo pretensjonalnej formy New Age’owej ideologii, którą za wszelką cenę chciała się odgrodzić od reszty familii. Coś jednak musiało być w ich katolicyzmie, skoro nie zabiła się, kiedy mieszkała z rodzicami.

      Wiara – to był ciekawy wątek. Zapisała sobie kolorowym długopisem. Sama odczuwała, że przy Karolu jej towarzysze byli jakby słabsi. Nie sądziła, aby była to kwestia akurat tej religii – zwłaszcza że zdolność Karola do refleksji religijnej była, delikatnie mówiąc, przeciętna – ale siły wierzenia w cokolwiek. Albo siły powtarzania rytuału. Zaprogramował się na chrześcijaństwo? Przekartkowała szybko notatki, ale nie znalazła niestety nikogo bardzo wierzącego w coś innego – był tam wprawdzie jeden chemik buddysta, którego narzeczona zabiła się gdzieś w połowie lat dwutysięcznych. Uczył potem w „Sieraku” przez kilka lat. Jego buddyzm był jednak bardzo niepogłębiony, objawiający się głównie tym, że zawsze chodził po szkole w sandałach. Ogólnie – oszołom.

      Od dłuższego czasu w skoncentrowaniu przeszkadzał jej płacz dziecka, którego matka próbowała, jak widać, prowadzić normalne życie towarzyskie. W ogóle zrobiło się jej jakoś za gorąco i za duszno. Spojrzała po zgromadzonych w kawiarni ludziach i czuła, jak rośnie w niej do nich niechęć. „Dość tej socjalizacji” – zadecydowała.

* * *

      Karolowi nie wystarczało, aby utrzymywać dom w sposób pośredni, przez zarabianie odpowiedniej ilości pieniędzy. W jego pojęciu dorosłości, powinien też „przynieść strawę do swojej jaskini” i zapewnić byt w bardzo bezpośrednim wymiarze. Gotowanie sobie i matce weszło na listę jego obowiązków gdzieś pod koniec podstawówki. Ale w przeciwieństwie do większości innych rzeczy, które robił, to wychodziło mu rzeczywiście dobrze, a że zawsze czekał na choć jedno dobre słowo lub gest, do gotowania przykładał się szczególnie.

      Kiedy wróciła z kawiarni, mięso akurat dusiło się na patelni. Weszła do kuchni, przyglądając się krytycznie zarówno nieposprzątanym jeszcze obierkom po warzywach, jak i leżącym torebkom z przyprawami. Była świadoma, że Karol czeka na słowo pochwały. Rzeczywiście mięso wyglądało i pachniało wspaniale. Obojętnie, rozmyślnie wzięła z szafki jeszcze imbir, którego nie użył i podniosła szklaną pokrywkę, aby „poprawić” danie.

      – Kochanie – zwróciła się do niego, wskazując na zostawione obierki. – Nie zostawisz tak tego, prawda?

      – Nie, oczywiście, że nie – odpowiedział szybko.

      – I zmniejsz trochę ten ogień, przypalisz – dorzuciła stanowczo. Widziała, jak lekko zacisnął szczęki, ale posłusznie przykręcił gaz. Coś w jego oczach zgasło na chwilę.

      – Kochanie, musimy porozmawiać – oznajmiła, po czym weszła do łazienki, zostawiając go na kilka minut w niepewności.

      Karol, trochę zdziwiony, oczekiwał dalszego ciągu. Od powrotu z Rosji właściwie ich komunikację trudno było nazwać rozmową. Zawsze po wyjeździe potrzebowała dłuższego czasu, aby wejść w normalniejsze ramy współżycia – a przynajmniej tak ją przed sobą usprawiedliwiał.

      – To o czym chcesz porozmawiać?

      – O nas.

      Jego zdziwienie się pogłębiło. Przez te cztery lata, kiedy byli razem, nie potrafił sobie przypomnieć, aby rozmawiali na taki temat.

      – Muszę cię przeprosić – powiedziała cicho, patrząc gdzieś w bok.

      Zaniepokoił się. Usiadł obok niej przy stole.

      – Co się stało?

      – Dzisiaj się dowiedziałam, że zabiła się Elstera. W maju. Nic mi nie powiedziałeś – dodała z pewnym wyrzutem. – I przypomniałam sobie, jak ciężko było ci w maju. To przez nią, na pewno – strzeliła, ale po jego reakcji widziała, że celnie. – A ja ci w żaden sposób nie pomogłam.

      – Ja…


Скачать книгу