Za moich czasów. Leon Drewnicki

Читать онлайн книгу.

Za moich czasów - Leon Drewnicki


Скачать книгу
stał wyciągnięty jak struna i nic nie mówił. Woronin widząc, że ja się straszenia nie boję, przyniósł 10 rubli i na stół rzucił. Ja zgarnąłem ruble do kieszeni, usiadłem, napisałem zakwitowanie. Woronin takowe oddał wachmistrzowi, powiadając: „Wazmi, oddaj gubernatoru i smotry, cztob etot maszennik nie uszoł”. Ja wychodząc powiedziałem: „Pokornisze wam błahodariu za wasze dobroje sierce”. Woronin: „Stupaj k'czortu" i wypchnął mnie za drzwi.

      Stamtąd poszliśmy do państwa Drakę, a wszedłszy do pokoju mocno się zdziwili, zobaczywszy ze mną Kozaka. Pytali się, co to znaczy. Odpowiedziałem: „Jestem aresztowany i będę odesłany w moskiewskie sałdaty”. Pani Drake: „Jak to, gubernator dał mi słowo, że będziesz wolny i że możesz bawić w Krzeszowicach tak długo, jak ci się podoba”. „Pani, urzędnicy moskiewscy dają słowo i cofają. Cały rząd moskiewski rządzi się podobnymi prawami”. Pani Drake: „Ja zaraz pojadę do gubernatora, wykpię jego, a zobaczysz, że będziesz wolny”. Odpowiedziałem: „Daj Boże, żeby pani się to udało. Będę pani wdzięczny do zgonu. Pani nie potrzebujesz dziś jechać, ja mam pozwolenie na dwa dni bawić w Krzeszowicach i ten anioł stróż, co mnie pilnuje”. Pani Drake mówiła do Drake'a: „Mężu, ja dziś pojadę do Krakowa, powóz odeślę i tam zostanę, bo mam dużo drobnych sprawunków do kupienia. Ty przywieziesz Drewnickiego, a ja z tobą wrócę”. Pan Drake: „Dobrze, jedź i dzisiaj”. Pani Drake, Polka, młoda i przystojna kobieta, mająca wtedy lat dwadzieścia trzy. Gubernator Aweryn, mający lat trzydzieści osiem, przystojny człowiek, żył z panią Drake w największej przyjaźni. Wszystko dla niej zrobił, co tylko od niego żądała.

      Wyszedłszy od państwa Drake, udałem się do Korczyńskiego. On zbladł jak trup, zobaczywszy Kozaka wchodzącego ze mną, i kilka minut nie mógł słowa przemówić. Ja, widząc go w tym letargu, powiedziałem: „Widzisz, panie Korczyński, po co byłem wołany. Oto jestem pod aresztem. Za dwa dni będę konwojem odprowadzony do Rosji w sałdaty. Pozwolono mnie na dwa dni powrócić dla zabrania rzeczy. Już byłem u Woronina, wydarłem dziesięć rubli. Byłby mnie nie dał, ale gubernator kazał jemu zapłacić”. Poczciwy Korczyński na te nowiny zapłakał.

      Dwa dni tam bawiłem. Przyszedł deńszczyk, Józef Witkiewicz, i powiedział, że Woronin przysłał jego na szpiegi, żeby szpiegował, czy ja nie będę co złego mówił na cara albo na carski rząd. Ja za przestrogę podziękowałem i dałem jemu rubla. Kiedym był wolny i pisząc w kancelarii, często dawałem Józefowi złotówkę na piwo, bo pies Woronin nigdy jemu grosza nie dał. Woronin płacił mu moskiewską monetą, to jest pięścią w zęby albo w twarz. Biedny Wftkiewicz ciągle miał siniaki pod oczyma.

      POD KOZACKĄ ESKORTĄ. UCIECZKA

      Dnia trzeciego wpakowałem do kuferka moje rzeczy, a pożegnawszy Korczyńskiego udałem się do pana Drake. Kuferek z tyłu kocza przywiązałem, siadłem obok pana Drake. Kozak na przodzie z furmanem. O godzinie 12 przyjechaliśmy do rogatek. Jasio Nowakowski przy rogatkach czekał mojego powrotu. Ja i Kozak w rogatkach wysiedliśmy, pan Drake pojechał do domu zajezdnego przy ulicy Grodzkiej, w bliskości sklepu Nowakowskich. Ja i Jasio szliśmy naprzód, Kozak o kilka kroków szedł z tyłu za nami. Mówił Jasio do mnie, że ma dwie krócice w kieszeni, że ma już konia zamówionego, że wyjedzie naprzód przede mną i będzie w lesie czekał. Jak Kozak ze mną nadjedzie, że jemu w łeb wypali i mnie ułatwi ucieczkę. Ja jemu powiedziałem: „Przyjacielu, nie czyń tego, niech ja będę nieszczęśliwy, bo gdyby to się wydało, toby nas obydwóch powieszono”. Jasio: „Mam inny projekt. Będziesz wieziony na Brzysk Słomiany. Tam jest stacja, tam będziesz nocował. Ja tam mam znajomego poczmistrza i burmistrza i jego dwóch synów. Ja pojadę naprzód, kut ki kut, ja muszę ciebie uwolnić”.

      Przyszliśmy do hotelu, udałem się do pani Drake, znalazłem ją zmartwioną, która mnie powiedziała, że nic nie mogła zrobić dla mnie dobrego. Że gubernator tłumaczył jej piekielny ukaz księcia Łobanowa, mówił, że „my wszyscy gubernatorzy jesteśmy pod rozkazami Łobanowa, a okrutni naczelnicy pod rozkazami gubernatorów. Gdybym ja uwolnił Drewnickiego, a major Woronin o tym się dowiedział, mógłby mnie sekretnie denuncjować, a ja poszedłbym pod sąd. Ja nie każę Drewnickiego kuć w łańcuchy ani głowy golić. Dam jemu furmankę i dwóch Kozaków do eskorty. Jeżeli może uciec, to niech ucieka. Ja nie każę jego szukać”. Za tę nowinę pocałowałem panią Drake w rękę i Drake'a w ramię i ze łzami ich żegnałem. Na odchodnym pan Drake dał mi 5 dukatów złotem na drogę.

      Wyszedłem ze stancji. W sieni Jasio i Kozak na mnie czekali. Wzięliśmy kuferek i udaliśmy się do rodziców. Czekano na nas z obiadem. Kozak siadł i jedliśmy razem. Przy obiedzie opowiedziałem po niemiecku, co pani Drake mnie mówiła. Wszyscy byli kontenci z rady gubernatora. Po obiedzie wyjąłem surdut i spodnie nowe, granatowe z kuferka, jedną koszulę, kamizelkę, nową furażerkę i obwinąłem te rzeczy w czarną chustkę i po niemiecku powiedziałem Jasiowi, że kuferek z rzeczami zostawiam. „Weźmiesz tę paczkę z sobą, jak będziesz wyjeżdżał”. Ja w surducie sieraczkowym i spodniach takich z Kozakiem poszedłem meldować się gubernatorowi, żem powrócił. Jasio poszedł ze mną i czekał na dworze, aż wyjdę.

      Wszedłszy na górę zastaliśmy tam drugiego wachmistrza kozackiego na służbie, który zameldował gubernatorowi że ja chcę się widzieć. Kazał mnie wejść i mojemu aniołowi stróżowi. Wachmistrz oddał moją kwitancję, a przeczytawszy powiedział: „Charaszo”, a do mnie mówił: „Idź na dół do kancelarii. Tam już wiedzą, co imają zrobić”. Wachmistrz sprowadził mnie do kancelarii, a wszedłszy do takowej ujrzałem przy stole siedzących kilkunastu moskiewskich piszczyków. Łomów, szef biura i pop ruski siedzieli na boku przy małym stoliku. Łomów zobaczywszy mnie powiedział: „Stupaj siuda”. Gdym się zbliżył, najprzód wraz z popem łajali mnie najgrubiańszymi moskiewskimi wyrazami. Domyślałem się, skąd to pochodzi. Pies Woronin do niego pisał, że mnie musiał zapłacić 10 rubli, które wolałyby przepaść. Łomów kazał mnie zmierzyć i opisać moją fizjonomię, potem zawołał dwóch Kozaków dawszy im pismo i prowadzić mnie do więzienia. Kozacy wyprowadzili mnie na dwór.

      Jasio czekał i gdy mnie zobaczył, zbliżył się do mnie i po niemiecku pytał, gdzie mnie prowadzą. Ja odpowiedziałem, że do więzienia. Jasio szedł ze mną. Gdyśmy przyszli, Kozacy oddali pismo dozorcy więzienia, że mnie doprowadzili – żądali rozpisku. Dozorca dał Kozakom rozpis, że mnie odebrał. Jasio mający znajomość z dozorcą wyrobił, że ja nie poszedłem spać na pryczę między złodziei, zostałem w stancji dozorcy. Jasio poszedł do domu, a wieczorem matka, córki i Jasio przynieśli mnie kolację i parę butelek wina. Matka, córki pożegnawszy się ze mną z płaczem odeszły do domu. Jasio jeszcze został i z dozorcą piliśmy wino, od którego dowiedział się, że jutro rano o godzinie 8 przyjdzie fura, co (mnie powiezie. Jasio żegnając się ze mną cicho powiedział, że jutro bardzo rano wyjedzie i że jego ojciec przed ósmą przyjdzie mnie pożegnać.

      Dozorca posłał mnie na ziemi. Całą noc nie spałem ze zmartwienia. Rano przyszedł ojciec Nowakowski, przyniósł mnie dużą pieczeń obwiniętą w papier, bułki chleba i butelkę anyżowej wódki. Wtykał mnie w rękę 10 dukatów złotem, a ja dziękując nie przyjąłem, mówiąc, że mam paręset złotych, to dla mnie dosyć. Żyd furman i dwóch Kozaków zajechali przed więzienie, pytali się dozorcy o mnie. Dozorca im mnie pokazał. Kozacy do mnie powiedziawszy: „Siadaj, mołodziec, pojedziesz z nami”. Ja wziąwszy pieczeń, chleb i wódkę wsiadłem do wozu. Jeden Kozak usiadł obok mnie, drugi przede inną. Ojciec Nowakowski żegnając mnie płakał, i ja także. Żyd zakręcił batem i ruszyliśmy w drogę, a ujechawszy z milę ja rozwinąłem pieczeń, a napiwszy się wódki takowo jedliśmy. Tę butelkę wódki Kozacy wypili od razu i co karczma, to im płaciłem po pół kwaterki wódki.: Kozacy podpiwszy śpiewali i ja im akompaniowałem udając wesołego, a w duszy cierpiąc smutek i zgryzotę.

      Jeszcze słońce było wysoko, jak przyjechaliśmy do Brzyska Słomianego (miasteczko małe, leży nad Wisłą, była jedna tylko karczma i stacja pocztowa). Kozak pyta się: „Kuda żyjot burgmaister?"


Скачать книгу