Za moich czasów. Leon Drewnicki

Читать онлайн книгу.

Za moich czasów - Leon Drewnicki


Скачать книгу
przy drugim stole śmieją się z nas, i jeden powiedział: „Jedzcie, chłopaki, ten ser, a jak skosztujecie, to będzie wam smakować”. Ja pierwszy jeść zacząłem i mówiłem do Nowakowskiego: „Jedz, bracie, doskonały, jeszcze nigdy takiego nie jedliśmy”. A gdyśmy zjedli i wino wypili, ja zastukałem, panna przyszła. Pytałem się, co jesteśmy winni zapłacić. Panna: „Za wszystko sześć złotych groszy sześć”. Ja dobyłem 5 cwancygierów, chciałem płacić. Nowakowski: „Ty, bracie, nie płać. Ty już wiele razy płacił, niechże ja choć raz zapłacę”. Dobył 6 cwancygierów i dał pannie. Ta jemu daje resztę, on nie przyjmuje i mówił: „Moja panienko, ty jesteś tak piękna jak Rózia, moja siostra. Za resztę to mnie pocałuj”. Panna nie chciała jego całować. Nowakowski objął ją za szyję, chce całować, ona się nie daje.

      Osoby siedzące, widząc impertynenta chłopa, wstają i bronią pannę. Ja podsunąwszy się do nich powiedziałem: „Panowie, chłopak ten jest synem tutejszego kupca, a bratem tej panny. Pozwólcie, niech gra swoją rolę, a będziecie świadkami końca”. Starsza siostra, będąca w drugiej izbie i słysząc hałas wpada, a widząc swą siostrę w objęciu chłopa, z rąk jego wydziera. Nowakowski łapie starszą, chce ją całować. Ta z furią powiada: „idź precz, bo zawołam kozacką wartę i wpakują ciebie do kozy”. Przytomne osoby śmieją się do rozpuku. Nowakowski, rozgniewany pogróżką siostry, wyjął kamyk z gęby i z łoskotem rzucił o ziemię i naturalnie mowę zaczął mówić: „Moja siostro Wando, niedawno Moskale Kraków zajęli, a już ty skozaczyła. Już ja dużo cierpiałem w austriackiej niewoli, a ty jeszcze chcesz mnie oddać Moskalom”. Siostry rzucają się jemu na szyję, całują, płaczą i przepraszają, oddają jemu cwancygiery. Przytomne osoby wołają: „Wina dajcie, wina, a napijemy się razem z chłopakami”! Młodsza siostra przyniosła butelkowanego wina, nieznajomi nas traktowali. My im opowiadaliśmy nasze różne zdarzenia. Parę godzin trwała gawęda. Nowakowski pytał się Sióstr, gdzie są rodzice. Opowiedziały, że na Kazimierzu. Są zaproszeni na chrzciny i nie wrócą aż wieczorem. Nowakowski: „Drogie siostry, rekomenduję wam Leona Drewnickiego, Podolaka, a mojego kolegę. Ja byłem sierżantem, a on był moim feldfeblem. Razem służyliśmy w jednej kompanii, razem byliśmy ranni, razem dostaliśmy się do austriackiej niewoli, razem w fortecy Ołomuńcu pracowaliśmy taczkami, razem przystaliśmy do ułanów austriackich, razem uciekliśmy z Bochni i razem podziela to ukontentowanie, że Pan Bóg pozwolił mnie was, drogie siostry, oglądać. Uściskajcie mojego przyjaciela, a zrobicie mnie wielką przyjemność”.

      Siostry kolejno mnie całowały, a ja ze łzami w oczach całowałem ich nawzajem. Nowakowski: „Kochane siostry, po winie pozwólcie nam trochę się przespać i obudźcie nas przed powrotem rodziców, by nas im zaprezentować. Ciekaw jestem, czy mnie poznają”. Siostra: „Bracie, ręczę, że nie poznają. Pięć lat minęło, jakeś udał się do wojska. Nie miałeś wąsów i faworytów, które ciebie wiele odmieniły. My ciebie nie poznały; prawda, że miałeś kamyk w gębie, ale i bez kamyka nie byłybyśmy ciebie poznały. A tym bardziej w tym chłopskim ubraniu”. Wanda zaprowadziła nas do sypialnego pokoiku. W jednym spali rodzice, a w drugim spały siostry. Posłała nam swoje łóżko, my położyli się i spali.

      Rodzice mieli wrócić wieczorem, ale wrócili wcześniej.

      Wanda wpada i nas budzi: „Rodzice wrócili, wstawajcie prędko”. My się zerwali i wdziewali buty. Aż tu nadchodzi matka, a zobaczywszy nas narobiła krzyku, wołając: „Ojcze, ojcze, przyjdź tutaj”. Ojciec wchodzi, a zdziwiony, nas widząc, pyta się: „Hultaje, co wy tu robicie? Którędy wy tutaj wleźli?" Nowakowski: „Pan ma rację, że my hultaje, bo my tak się winem popili, że dwa kroki nie mogliśmy zrobić. Tutejsze dobre panienki pozwoliły swego łóżka, za co Pan Bóg im zapłać, a żeśmy już wyspali, to i pójdziemy do domu”.

      Ojciec woła: „Wandziu, Wandziu”! Ta przychodzi ze sklepu. Ojciec: „Nie dziwiłbym się Jadwidze, bo ta jeszcze młoda, ale ty, co już masz lat osiemnaście, a jeszcze głupia (Wanda stoi i oczy spuściła, nic nie odpowiada). Jakżeś mogła chłopom nieznajomym pozwolić spać w swoim łóżku?”! Nowakowski całuje Wandę w rękę i mówi: „Śliczna panienko, za twoje dobre serce jesteś łajana, ale przyjdzie czas, że ja pannie wynagrodzę”. Matka ciągle wymyśla i krzyczy, ojciec wypycha nas za drzwi do sklepu. Nowakowski mówi: „Trzeba klin klinem wybić. Daj no, panienka, wódki”. Ojciec wypychając mówi: „Idźcie precz, nie ma dla was wódki”. Nowakowski opiera się i woła: „Wódki, wódki! To nie darmo, ale za pieniądze”. Ojciec złapał go za kark i na serio wypycha. Siostry, widząc, że ojciec mocno rozgniewany, wieszają się ojcu na szyję, a oblawszy się łzami wołały: „Papo, papo, to Jasio, to nasz brat”. Ojciec Opuścił ręce i kilka minut stał w osłupieniu, nie mogąc słowa przemówić, aż zawołał: „Jasio, mój syn”! Siostry: „Drogi papo, to on”! Ojciec i syn obejmują się rękoma i całują się mocno nawzajem.

      Ja płakał, a matka w izbie sypialnej rozbierając się z sukni świątecznej ciągle na córki wymyślała. Ojciec woła donośnym, głosem: „Matko, matko, przyjdź prędko”! Matka przybiega w koszuli i spódnicy, a widząc, że chłop męża dusi rękoma za szyję, jedną ręką trzymała spódnicę, a drugą odciągała męża od chłopa. Zapłakane córki mówiły: „Mamo, co wy robicie, to Jasio, to nasz drogi brat”. Matką: „Jasio! Mój kochany syn”! Panny: „Tak, mamo, to on”. Uradowana matka zapomina się, w jakim stanie znajduje, obiema rękoma obejmuje syna i całuje. Spódnica spada na ziemię, ona została w jednej koszuli. Trzy osoby wchodzą do sklepu, a widząc wszystkich płaczących, stanęli i patrzeli z zadziwieniem. Matka, zobaczywszy obce osoby, uciekła do sypialnej izby. Córki podniósłszy spódnicę pobiegły za matką.

      Ojciec mówił do nieznajomych: „Panowie, widzicie nas w roztargnieniu. Proszę do stancji, a ja wam powiem, dlaczego panowie nas zastali w tak tragicznym stanie”. Weszliśmy wszyscy do stancji, ojciec przyniósł parę butelek wina, a nalawszy do szklanek usiadł i nieznajomym opowiadał: „Panowie, to mój kochany syn (pokazując Nowakowskiego). Już go imałem za nieboszczyka, bo w roku 1809 zaciągnął się do polskiego wojska. Od tego czasu nie miałem o nim żadnej wiadomości, a dziś Pan Bóg mnie jego odesłał”, a wziąwszy szklankę do ręki wymawiał słowa: „Za szczęśliwy powrót mojego jedynego syna napijmy się wina”. Wszyscyśmy trenkowali, nieznajomi winszowali ojcu powrotu syna i piliśmy wino. Nieznajomi robili nam różne zapytania, my im odpowiadali. Niedługo matka przyszła już ubrana, przeprosiła gości, że ją widzieli w podobnym stanie, a pocałowawszy syna usiadła koło niego. Także przyszły i córki. Wanda przystąpiła do ojca, a całując go w rękę mówiła: „Papa mnie łajałeś i nazwałeś niegrzecznym wyrazem”. Ojciec całując Wandę mówił: „Moje dziecię, twoja wina, czemuż od razu nie powiedziałaś, że to twój brat”. Wanda: „Bo Jasio nas prosił, abyśmy nie powiedzieli; dlatego czy rodzice jego poznają”. „Moja córko, niech będzie zgoda między nami, cieszmy się z powrotu kochanego nam Jasia”. Nieznajomi wypiwszy wino a pożegnawszy nas wszystkich odeszli. Gawęda trwała, Nowakowski rekomendował : mnie rodzicom; powiedział, żeśmy oba" służyli w 16 pułku piechoty. Ojciec: „Jak się to stało, wszak ty zaciągnąłeś się do Umińskiego huzarów”. Nowakowski: „Służyłem w huzarach, ale pod Smoleńskiem kula armatnia ubiła pode mną konia. Koń padł ze mną i tak mnie prawą nogę stłukł, że ani stąpać nie mogłem. Odwieziono mnie z rannymi do Wilna, tam leżałem dni dwadzieścia jeden i gdym już mógł chodzić, odesłano mnie z innymi do Rygi, do batalionu piechoty, złożonego z różnej zbieraniny. Tym korpusem komenderował marszałek Davout i w rejteradzie z Moskwy korpus Davouta rejterował na Królewiec. Książę Józef Poniatowski rejterował na Warszawę do Krakowa”. Ojciec: „Prawda, że pułk Umińskiego w 1813 roku stał w Krakowie. Pytałem się o ciebie; tylko tyle dowiedziałem się, że koń ciebie potłukł i zostałeś odwieziony do Wilna. Mówili mnie twoi koledzy, żeś umarł, boś więcej do pułku nie wrócił”. Nowakowski: „Pod miastem Bautzen korpus Davouta złączył się z gwardią Napoleona. Tam pobiliśmy Moskali i po tej bitwie cesarz Aleksander prosił Napoleona o zawieszenie


Скачать книгу